Tytułowe macerowanie to nic innego jak celowe poddanie mięsa nadgniciu, aby łatwiej odchodziło od kości. Wszyscy wiemy, że tkanki na świeżej głowie nawet po wygotowaniu nieźle trzymają się kości. To sprawia niemałe problemy przy ich usuwaniu. Na dodatek wtedy nie da się uniknąć zniszczeń w strukturach czaszki poprzez wyłamanie "spiralek" w nozdrzach. Można jednak sobie zaoszczędzić pracy i uszkodzeń trofeum stosując macerację. Jak to działa? Zaraz po ustaniu procesów życiowych organizmu tkanki zaczynają się rozpadać pod wpływem enzymów autolitycznych oraz działalności bakterii. Ten proces nie przebiega z jednakową prędkością w całym obszarze zwłok, tylko zaczyna się lokalnie - przede wszystkim od jamy otrzewnej i stąd rozprzestrzenia się dalej. Jeśli więc takie ciało leży dostatecznie długo i robaki go nie zjedzą, lub w międzyczasie nie zmumifikuje się, to mięso ulegnie maceracji. Jest ono wtedy miękkie, wręcz oślizgłe. O zapachu nawet nie wspominam...
W takim stanie najważniejsze jest, że błona okostna, która przytrzymuje tkanki wyższych warstw bez trudu ulega oddzieleniu od kości. Również błona śluzowa z nozdrzy uległa rozpadowi, zatem łatwo się wypłukuje. To już wystarczy. Nie trzeba czekać, aż mięso całkiem się rozpłynie, bo szkoda na to czasu. Teraz wystarczy czaszkę obgotować przez kilkanaście minut i po wystudzeniu twardą szczoteczką zdrapać pozostałe resztki.
Jak się zdaje całość przebiega łatwo, szybko i prawie przyjemnie (gdyby nie potworne wrażenia zapachowe i wizualne.) Pomijając "tamte" niedogodności rzeczona metoda ma pewne wady. Otóż chodzi o to, że enzymy gnilne naruszają wiązania kostne. Nie powinien więc nikogo dziwić widok wylatujących zębów i kości nosowych. - To jest właśnie problem - że trzeba pilnować, aby nie pogubić tych elementów, oraz później dokonywać "napraw" wklejając je na swoje miejsce.
Jak przystąpić do macerowania? Świeżą głowę należy włożyć do szczelnego naczynia, na dnie którego jest trochę wody. Ten zabieg ma na celu utrzymywanie wysokiej wilgotności. Należy przy tym zwrócić uwagę, aby czaszka nie była w całości zanurzona ponieważ pełne zatopienie spowalnia procesy gnilne. Głowy zwierząt z porożem można owinąć w foliowy worek, tak aby poroże wystawało na zewnątrz. Idealna temperatura to 20-30 stopni powyżej zera. W takich warunkach wystarczy 1-2 tygodnie oczekiwania. W niższej temperaturze, czyli 1-10*C też zachodzi gnicie, lecz wolniej i tym samym trzeba dłużej czekać na efekty, bo nawet półtora miesiąca.
Muchy nie powinny mieć dostępu do eksponatu, bo inaczej napuszczą robaków. Osoby o słabych nerwach mogą nie podołać takim widokom... Poza tym larwy nie przeszkadzają, z tym, iż wtedy okres macerowania jest odpowiednio krótszy, bo trwa zaledwie kilka dni. Przed przystąpieniem do wygotowania należy je wypędzić z czaszki. Jeśli się tego nie zrobi, tj. zostaną ugotowane, to część z nich pozostanie w zakamarkach czaszki, zwłaszcza w jamie nosowej. Nie da rady ich stamtąd wydobyć bez wyłamywania blaszek kostnych.
Tym razem nie czekałem aż larwy ją oprawią do cna. Znalezisko postanowiłem wygotować. W tekście ująłem czynności, które trzeba wykonać zanim przystąpi się do tego. Fetor powstający w trakcie gotowania zepsutego mięsa podrażnia nos i oczy, zatem najlepiej robić to na wolnym powietrzu, albo w pomieszczeniu gospodarczym. Nadgniłe i dodatkowo zmiękczone robaczymi enzymami mięso łatwo odchodzi od kości. Nie ma problemu z usuwaniem nerwów z zakamarków czaszki.
W ciepłej porze roku często jest tak, że trafiają się zwłoki mniej lub bardziej opanowane przez robaki. Aby je usunąć należy zanurzyć odciętą głowę w wodzie i trzymać dotąd, aż larwy z braku powietrza wyjdą na zewnątrz. Wodę dobrze jest podgrzać do temp. 42*C, bo to znacznie przyspieszy wyjście robaków. Temperatura wyższa zabija czerwie, więc nie szalej z gazem;)
Procesy gnilne nierozłącznie wiażą sią z trupim odorem. W wyższym stężeniu podrażnia on błony śluzowe, co sprawia, że bez względu na odporność psychiczną nie da się normalnie funkcjonować w jego obecności. Nie można takiej roboty prowadzić w domu - ani "kiszenia", ani wygotowywania zmacerowanych czaszek. Nawet jak ktoś mieszka sam, lecz w bloku, to ze względu na sąsiadów musi odpuścić. W przeciwnym razie ludzie prędzej czy później wezwą policję (bo niby ktoś umarł i gnije w mieszkaniu), a z tego mogą wyniknąć poważne kłopoty. Dlatego lepiej znaleźć inne miejsce.
Macerowane trofeum tuż po wysuszeniu. Minus tej metody jest taki, że gnicie rozpuszcza też tkankę łączną, która spaja poszczególne kości czaszki - szczególnie zęby, blaszki i kości nosowe (na zdj. widać ich braki) - To wszystko z łatwością wypada, zwłaszcza u młodych osobników, a także z czaszek popękanych.
Niewątpliwą zaletą macerowania jest wysoka końcowa jakość trofeum. W przeciwieństwie do czaszek porobaczanych, po wygotowaniu i wysuszeniu nie trzeba ich wybielać w wodzie utlenionej. Nie czuć też od nich trupiego odoru. Jedyne co trzeba mieć na uwadze, to wklejenie zębów i ewentualnie kości nosowych.
Wiem, że dla niektórych osób papranie się w zgniliźnie jest nie do pomyślenia. Każdy ma inną odporność. Na szczęście świat nie kończy się na macerowaniu, dlatego estetów odsyłam do opisu wygotowywania świeżych znalezisk - o ile wpadną Wam w ręce, a to nie jest takie pewne;)
Beria, 28-V-2022
Głowa rogacza, którego znalazłem około 3 dni po śmierci. Z zewnątrz tego nie widać, ale w środku było pełno larw w różnym stadium rozwoju - ich enzymy proteolityczne + procesy gnilne już zmacerowały tkanki. Zanurzyłem ją w wodzie, aby robaki wypędzić - wychodzą na wierzch gdy zabraknie im powietrza po góra kilkudziesięciu minutach.