Europejski "Zielony Ład" z definicji ma uczynić gospodarki państw UE neutralne dla klimatu i wprowadzić zasobooszczędność... Wzniosła to idea. Na pozór można by sądzić, że regulacje prawne, które mają wcielić w życie założenia unijnych polityków posłużą dobru ogółu. Wszyscy przecież mamy świadomość niekorzystnego wpływu działalności gospodarczej człowieka na naszą planetę. Postępująca degradacja środowiska naturalnego doprowadzi w końcu do katastrofy, która uniemożliwi dalsze życie przyszłych pokoleń. W związku z tym trzeba coś zrobić. Unijni komisarze zdecydowali, że "ten" cel najlepiej osiągnąć poprzez nałożenie obostrzeń, m.in. na produkcję rolną.
Ograniczenie stosowania środków ochrony roślin i nawozów sztucznych, modernizacja budynków, redukcja produkcji zwierzęcej, a także ugorowanie 4% gruntów rolnych... Wydaje się, że są to słuszne regulacje. Przecież każdy normalnie myślący człowiek chciałby mieć zdrowe jedzenie, żyć w czystym środowisku i likwidacji przemysłowej hodowli zwierząt. Niby zgoda. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę równoległe zmienne, takie jak swobodny import towarów rolnych z Ukrainy i innych państw spoza UE, to prawdziwy cel tej gry zaczyna się klarować. - Chodzi o zniszczenie indywidualnego rolnictwa w Europie, by na to miejsce wprowadzić holdingi zarejestrowane w rajach podatkowych. Już teraz prowadzą one gospodarkę, m.in. na Ukrainie. Stać ich na kupienie unijnych polityków, ci zaś stanowią prawo na korzyść swoich mocodawców. Zielony Ład - to są właśnie tylne drzwi służące jako gospodarczy instrument do uczynienia z ludzi niewolników w rękach gigantów - wąskiej grupy elit. Oni się wszyscy znają i zakulisowo podejmują subtelne kroki, aby osiągnąć władzę nie tylko nad Europą, ale całym światem.
Przemawia organizator protestu.
Sami zobaczcie, jaki jest sens nakładać ostre wymogi na rolników z krajów Unii Europejskiej, skoro jednocześnie ze wschodu idzie nieregulowany import, np. kukurydzy i miodu? Towary te nie spełniają jakichkolwiek norm - takich, które muszą przestrzegać rodzimi producenci... Z tanim zagranicznym szmelcem nikt od nas nie da rady rywalizować. To jest klasyczny dumping cenowy. Jego cel jest tylko jeden - wytępić konkurencję i wprowadzić monopol w danej dziedzinie. Potem, kiedy już nie ma przeszkód, monopolista może już wszystko; nie liczyć się z nikim [konsumentami] i z niczym. To zaś na pewno doprowadzi do licznych nadużyć lub nawet groźnych dla racji bytu zwykłych ludzi - patologii.
Większość protestujących stanowili rolnicy. Było też kilku myśliwych - podczepili się do chłopów, ale to osobny temat.
Dlatego nie wolno dopuścić, aby nadal trwał zalew krajowego rynku zbożem z Ukrainy. Teraz jest ostatni dzwonek na podjęcie skutecznych kroków i zatrzymanie tej dywersji. Czas nagli, dlatego selekcja metody nie ma znaczenia. Jeśli politycy pozostaną uparci i nie położą embargo na ukraińską truciznę, to trzeba sięgnąć po "niestandardowe środki oddolne", które będą musieli zastosować ludzie protestujący na granicy. Nie ma innej rady. Nie ma też wiele czasu, bo już za niecały miesiąc rolnicy muszą ruszyć do robót polowych. Jeśli teraz nie uda się powstrzymać tej powodzi, to jesienią może być za późno. Wtedy prawdopodobne jest, że nasi rolnicy zostaną bankrutami - no bo gdzie sprzedadzą swoje plony i za ile?
Blokada obejmowała prawą stronę osi wiaduktu w kierunku na Warszawę.
Teraz, gdy piszę te słowa trwają blokady drogowych przejść granicznych z Ukrainą i wysypywanie ukraińskiego zboża na terminalach przeładunkowych. Sytuacja jest dynamiczna, a każdy dzień może przynieść nagłą zmianę.
Jestem po stronie polskich rolników. Ich interes, to także interes każdego Polaka. Miejmy nadzieję, że rozsądek zwycięży i obecny kryzys zostanie rozwiązany pokojowo.
S17 - węzeł Ryki południe. Widok z ronda w kierunku Dęblina. Za plecami mam zjazd na Kock.