W letniej porze roku można znaleźć nie mniej martwych zwierząt niż zimą. Od nas tylko zależy, co z nimi zrobimy. Stan ich zwłok bywa różny. Najczęściej trafimy na takie, które znajdują się w mniej lub bardziej posuniętym rozkładzie - te powinniśmy pochować. Chcąc podjąć zwłoki w miarę świeże, tzn. bez jaj much i robaków trzeba często jeździć wzdłuż dróg, tam gdzie najczęściej występują potrącenia. W okresie występowania owadów nie ma sensu chodzić za martwymi zwierzętami po lasach i polach. Wtedy tylko cud mógłby sprawić, że znajdziemy ich ciała wolne od trupich larw.
W tym tekście skupię się na radach dotyczących poszukiwania i zabezpieczania zwłok zwierząt potrąconych.
Komu zależy na jadalnym mięsie i dobrej skórze, ten koniecznie musi wyruszyć na poszukiwania o świcie. Istnieją dwa powody, dla których trzeba to robić o tej porze. Pierwszym z nich jest fakt, że do potrąceń dochodzi najczęściej w nocy. Wtedy temperatura zwykle jest daleko niższa niż w dzień i co za tym idzie - rozkład postępuje wolno. W takich warunkach ciało może przeleżeć kilkanaście godzin nie wydzielając gazów gnilnych, które przyciągają nekrofagi. Jeśli na ten przykład śmierć nastąpiła o północy, a temperatura otoczenia wynosi do 15 stopni, to podjęte jeszcze o 6 rano mięso z takiego zwierzęcia nadaje się do zjedzenia - pod warunkiem, że tusza zostanie szybko wypatroszona i schłodzona.
Jeśli chodzi o skórę, to latem można ją wygarbować dopóki muchy nie złożą na niej jaj. W przypadku gdy już do tego dojdzie, wówczas jest niezdatna do dalszego przetwarzania. Gdyby jednak komuś wpadła w ręce czysta skóra, to warto pamiętać, że wyprawianie jej w otoczeniu wysokich temperatur (pow. 15*C) jest trudne, aczkolwiek wykonalne. Konieczne jest wtedy moczenie w roztworach specjalnych związków chemicznych. Naturalne metody garbowania w warunkach amatorskich np. za pomocą miazgi z szyszek olchy dadzą radę zakonserwować cienkie futerka zajęcy i lisów, ewentualnie z młodych saren. W przypadku skór grubych (jeleni, dzików, starych saren) wyprawianych roślinnie w lecie, nawet nie ma o czym mówić - ulegną zepsuciu nim garbniki zdążą je przegryźć. Jeśli nie dysponujesz chłodnią albo nie masz pod ręką profesjonalnego garbarza, to nie zawracaj sobie nimi głowy.
Drugim powodem dla którego po zwłoki najlepiej jest iść o brzasku, to nieobecność ludzi. Nie ulega wątpliwości, że mamy wśród nich konkurentów. Trzeba zatem sprawdzać "gorące" odcinki drogi przed nimi. Czas w jakim tego dokonamy ma bardzo istotne znaczenie. Idealnie jeśli posiadamy motor. Dzięki niemu skontrolujemy dalekie tereny i niemal pewne jest, że codziennie na coś trafimy. Warto zastanowić się nad jego zakupem. Nie potrzebujemy litrowej bestii. Wystarczy taki 125cm3 np. Yamaha DT125 (bez blokady;).
Niezgorsze wyniki osiągniemy poruszając się rowerem, lecz tylko wtedy, gdy mamy blisko do "łowiska".
W czasie jazdy obserwujemy pobocze jak i samą drogę czy nie widać śladów krwi i smug na asfalcie. Trzeba jednak pamiętać, że ich obecność nie zawsze gwarantuje, że coś znajdziemy. Często bowiem można spotkać ślady krwi na jezdni, a ofiary brak. To zwykle oznacza jedną z dwóch opcji:
1. Ktoś zabrał/ukrył zwłoki
2. Ranne zwierzę wstało i uszło
W związku z powyższym zawsze warto sprawdzać zarośla wokół miejsca, co do którego zachodzi podejrzenie zaistniałej kolizji.
Kiedy już znajdziemy świeże (brak much i chrząszczy) martwe zwierzę, zwłaszcza z tych, które nadają się do jedzenia dla ludzi, to wypada sprawdzić, czy nikt poza nami nie jest nim zainteresowany. Zaparkowane w pobliżu samochody mogą oznaczać niebezpieczeństwo! Nie możemy się zatrzymać w miejscu znalezienia ofiary jeśli zauważymy coś podejrzanego. Jedziemy wtedy kawałek dalej, po czym skręcamy do lasu. Swój środek lokomocji trzeba zostawić w zaroślach. Następnie ruszamy lasem w miejsce zalegania ciała. Jeśli zwłoki są przykryte np. folią/gałęziami albo odciągnięte dalej od jezdni, to już wiadomo, że ktoś po nie wróci. W takim przypadku trzeba działać szybko. Bierzemy wobec tego "znalezisko" i przenosimy je nawet ze 100 metrów od miejsca jego podjęcia - o ile mamy na to siłę. Potem zwłoki koniecznie patroszymy, następnie ściągamy skórę i ćwiartujemy. Bielenie i ćwiartowanie wykonujemy jeśli mamy możliwość od razu zabrać mięso. Gdybyśmy nie byli przygotowani na tę okazję, wówczas tylko patroszymy, potem zaś tuszę szczelnie owijamy w folię i maskujemy. Tak przygotowane zwłoki wytrzymają ok. 12h przy 20*C bez oznak gnicia - byle nie leżały na słońcu!
W praktyce powinno się jeszcze porobić specjalne nacięcia i ułożyć/powiesić ciało aby się nie zaparzyło. My to sobie darujemy, bo działamy w warunkach partyzanckich.
Jeśli interesują Was tylko same czaszki, a nie macie ochoty by własnoręcznie oczyścić je z mięsa, to działajcie w następujący sposób:
Głowa rogacza przywiązana do drzewa na dużej wysokości. Owady oczyszczą kości z mięsa w ciągu 2-3 tygodni.
Po odcięciu głowy musimy znaleźć miejsce gęsto zarośnięte, niedostępne dla ludzi. Mocnym drutem, takim o grubości 1-1.5mm, przywiązujemy ją do dość grubego drzewka i odchodzimy zapamiętując jednocześnie lokalizację. Po 2-3 tygodniach wracamy tam i mamy czaszkę bez tkanek miękkich. Ta metoda jest dobra kiedy w okolicy nie ma dzików. Potrafią one bowiem zniszczyć, a nawet oderwać zadrutowaną głowę. Jeśli istnieje ryzyko że dziki znajdą łepek, to trzeba zawiesić go wysoko na drzewie - także poza zasięgiem wzroku ludzi. Czaszkę oczyszczoną przez robaki wypada jeszcze wytrawić w odpowiedniej chemii. Należy pamiętać o tym, aby nie zakopywać głów do ziemi. W takich warunkach mięso rozkłada się długo, a kości szybko butwieją. Umieszczanie ich w mrowisku z w/w powodów również nie jest dobrym rozwiązaniem.
Берия, 10-06-2019г.
W dzień muchy znajdują zwłoki już po kilku godzinach. Im cieplej tym szybciej.