Najtrudniejszy bieg to taki, w którym nie wiadomo, gdzie jest meta, i z którego nie można się samodzielnie wypisać bez konsekwencji, a wobec łamiących reguły naliczane są punkty karne - co jest równoznaczne z brakiem nagrody. Jeśli na dodatek ktoś musi brać udział w wyścigu, podczas którego uczestnikom nie wolno odpoczywać, no to mamy prawdziwy horror...
Ludzkie życie jest wyścigiem. Każdy człowiek przychodząc na świat zaczyna swój bieg, ale... nie każdy ma ten sam stopień trudności. Jedni po prostu sobie maszerują w przyjaznych warunkach - tych jest niewielu. Inni przeplatają bieg z marszem, albo biegną cały czas w sprzyjającym klimacie. - To chyba najliczniejsza grupa zawodników. Następnie mamy maratończyków i ultramaratończyków górskich, którzy na morderczej trasie mogą liczyć na pomoc innych. Takich ludzi również jest dość sporo. Na końcu znajdują się ekstremalni ultramaratończycy. Oni muszą samotnie biec przez pustynię, bez wytchnienia, aż do samego końca. - Ci, podobnie jak pierwsza grupa wymieniona w tym akapicie - stanowią najmniejszy odsetek zawodników biegu życia.
Stopień trudności mojego biegu zawiera się pomiędzy ultra, a extreme maratonem. Nie da się go zmienić na mniej wymagający. Zluzowanie nie leży w mojej kompetencji. Żadne starania i pieniądze nie pomogą, ponieważ jego problematyka jest uwarunkowana skomplikowanymi zależnościami. Natomiast w drugą stronę - bardzo łatwo można sobie jeszcze dołożyć ciężaru. W moim przypadku wystarczy jeden nieprzemyślany ruch i na głowę spadnie mi kamień, który wtłoczy mnie w ziemię po same uszy.
Człowiek, który ma świadomość, że nie jest w stanie uwolnić się od ciężaru, czuje jakby był w pułapce. Kto znajdzie się w potrzasku, tego ogarnia trwoga. Mucha zamknięta w kloszu lampy brzęczy wściekle walcząc z otaczającym ją piekłem. A co zrobi człowiek postawiony w takiej okoliczności? Nic. Co najwyżej przekalkuluje sobie bilans i gdy dojdzie do konkluzji, że nie ma szans, by się wyrwać, to tylko zaciśnie zęby.
Metą dla biegu życia jest śmierć. Prędzej czy później każdy tam dotrze. I nie to jest najważniejsze - że się umrze. Liczy się to, w jaki sposób pokonamy naszą drogę. Albo pokonamy trudności godnie, tak że na końcu będzie można stanąć z podniesioną głową, albo będziemy kombinować i zostanie tylko wstyd.
Życie to walka o zachowanie człowieczeństwa. Mieć ludzki wygląd, to nie jest równoznaczne że jest się człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu. Najważniejszym kryterium, wg którego ocenia się osobę jest jej postępowanie. Człowiek, który postępuje jak zwierzę staje się gorszy od nich. Mało tego, człowiek potrafi robić rzeczy, do których nawet zwierzę by się nie posunęło. Takie osobniki nie zaliczają się ani do ludzi ani do zwierząt. To są potwory.
Uczciwość i prawdomówność stanowią filary człowieczeństwa. Gdyby wszyscy ludzie wyznawali te cnoty w czynach, a nie tylko w teorii, to zniknęłaby ogromna część problemów, które trapią świat. Osobną sprawą jest wypaczone pojmowanie ww. cnót, ponieważ wielu sądzi, iż kieruje się np. uczciwością, choć w rzeczywistości jest inaczej.
Ludzie mają problem z zachowaniem człowieczeństwa, bo to wymaga wysiłku na przestrzeni całego życia. Ja też nie jestem wyjątkiem. Mam liczne wady, których wyrugowanie jest trudne. O większości z nich wiem tylko ja, ale mimo, że są ukryte, to i tak muszę z nimi walczyć. Doskonałości w tym życiu nikt nie osiągnie, ale każdy może i powinien nieustannie dążyć ku niej.
Naturalna śmierć to koniec tych zawodów. Są też inne rodzaje śmierci - wypadki i samobójstwa. Wypadki, o ile nastąpiły bez winy ofiary można uznać za śmierć naturalną. Samobójstwo to grząski temat. Świadome odebranie sobie życia w sposób gwałtowny, jakby nie patrzeć, nie jest rzeczą normalną. Powieszenie i otrucie siebie - klasyka. Ale istnieją też formy pośrednie, czyli coś pomiędzy śmiercią naturalną a samobójstwem. Osoby z nałogami, np. nikotynizmu i alkoholizmu spożywają substancje, które nie są im konieczne do życia, a które tylko stanowią przyczynek śmiertelnych chorób. Oni skracają sobie życie, co również jest patologią.
Śmierć naturalna, czyli bez przykładania do niej ręki jest niewiadomą. Może nastąpić dziś, albo za kilkadziesiąt lat. Do tego czasu trzeba się spalać - od rana do nocy. Spróchniały ząb wyrywa się i po problemie. Ale ognia w sercu nie da się ugasić! Nie mam na to sposobu. Nie da się uciec od świadomości pewnych spraw. Nie można wyrzucić myśli, które atakują ducha, bo to jest niemożliwe! Gdyby istniał jakiś sposób, droga... aby zrzucić jarzmo... Ale nie ma! I to jest najgorsze.
Śmierć ze starości to jakaś abstrakcja. Przy moim trybie życia nie dotrwam do sędziwego wieku. Dla siebie prognozuję trzy wyjścia. Pierwsze z nich, to wypadek, choćby drogowy - dziś o niego bardzo łatwo. Druga opcja - śmierć z ręki innych ludzi. Mam mnóstwo wrogów, zatem kwestią czasu jest ostre starcie, albo wpadnięcie w zasadzkę bez możliwości obrony. Trzecie rozwiązanie zakłada śmierć z niedyspozycji organizmu - zwykle choroby. Czuję, że to będzie wścieklizna. Jeśli więc mam umierać z powodu choroby, to właśnie od tego. I to będzie w porządku.
Beria, 08-06-2023