Krew drapieżników

Przyznaję, że niniejszy tekst opatrzyłem groźnie brzmiącym tytułem trochę na wyrost, bo wiele poruszonych w nim zagadnień odnosi się również do krwi zwierząt będących konsumentami I rzędu, a więc mających łagodny charakter. Podkręcanie atmosfery grozy jest czymś... jakby to ująć - moim subtelnym zboczeniem zawodowym;] Sądzę, iż na wtajemniczonych takie strachy nie robią wrażenia, a tylko bardziej zmotywują ich do czytania... chyba.

Nie od dziś wiadomo, że zwierzołaki z racji częściowego przynależenia do nie-ludzkich istot posiadają przymioty, które pozwalają im odczuwać oraz widzieć to, na co zwykli ludzie nie zwracają uwagi lub w ogóle nie potrafią wychwycić. Cechy te u terian z kinem gatunków roślinożernych jak i drapieżnych są podobne co do natury i pewnych umiejętności, które przynoszą. Jedyne w czym się różnią, jest generowane przezeń w człowieku przekonanie z jakim gatunkiem się identyfikuje i związane z tym głębsze odczucia.

Poruszanie się nocą w lesie, ostry słuch albo wytrzymałość na trudy życia pod gołym niebem, to dla terian normalna sprawa - jeśli ciało wolne jest od fizycznych defektów, które mogłyby upośledzać zmysły. Owe umiejętności są obligatoryjnymi następstwami zwierzołactwa, tzn. przysługują nam już z samego faktu bycia tym, czym jesteśmy. W zasadzie od naszej duchowej strony nie jest konieczne dokonywanie jakichś specjalnych zabiegów, aby podtrzymywać te dary w ich podstawowej formie. Trzeba natomiast dbać o właściwe utrzymanie ciała, ale to już inna bajka.

no image

Bestie zmysłowe i odporne na trudy. Giną nader często, choć wolałbym, aby było inaczej. Miałbym wtedy więcej spokoju. Jednak kiedy już do tego dojdzie, a zwłoki staną się moim udziałem, wówczas za sprawą krwi otwieram duchom wrota ku mnie...

Skoro zwierzołak posiada już pewne, typowe dla zwierząt cechy, to czego może jeszcze oczekiwać? W sumie nic więcej - o ile prowadzimy zwyczajne życie, tj. takie, które nie naraża nas na niebezpieczeństwa. Kiedy jednak jest inaczej, wówczas możemy sięgnąć po środki umożliwiające nam nadzwyczajne wzmocnienie wrodzonych cech zwierzęcych - w celu skuteczniejszej obrony. Ten cud następuje nie inaczej jak tylko poprzez szczególne przypieczętowanie więzi teriantropa ze zwierzętami - na śmierć i życie. M.in. dokonuje się ono poprzez picie ich krwi. W nagrodę zwierzołak uzyska wzmocnienie naturalnych darów. Jednakże krew sama w sobie jest niczym, ponieważ zgodnie z tym co pisałem w obszernym tekście o krwi (sprzed kilku lat), ona jedynie pełni rolę nośnika energii.

Zanim przejdę do meritum dzisiejszego tematu, konieczne jest wyjaśnienie dwóch spraw - tych, które zacząłem w poprzednim akapicie. Otóż chciałbym wyraźnie podkreślić, że krew nie przynosi pożądanych darów całościowo, tzn. nie napełni człowieka zwierzęcymi przymiotami jeśli ktoś już nie posiada w sobie pewnego ich potencjału. W związku z tym niech nikt nie oczekuje, że będąc powiedzmy, osobą która nie prowadzi zwierzołaczego życia, ale po przeczytaniu tych stron zapragnie nabyć nadprzyrodzonych mocy. - Coś takiego nie zadziała. Tak jak ziemia podsypana najlepszym nawozem nie wyda plonu jeśli brak w niej ziarna, tak też jest i w tym przypadku. Tu trzeba posiadać przynajmniej jakiś zalążek terianizmu, potem długo się badać, czy to jest na pewno to. W dalszej kolejności żyć według niego, a dopiero na końcu, kiedy ma się pewność co do tego, kim się jest - umacniać go krwią.
Drugim, nie mniej ważnym zagadnieniem o którym warto pamiętać jest fakt, iż krew to jedynie nośnik - coś jak bateria naładowana elektrycznością (nie jest to zbyt dobre porównanie, ale w tej chwili nic lepszego nie przychodzi mi do głowy). Krew jako taka nie ma żadnej nadnaturalnej mocy w pozytywnym znaczeniu tego słowa. W pewnych warunkach może nawet być jadem o niebywałej sile (jeśli jest zarażona np. wścieklizną). Najważniejsze jest źródło, które nadaje jej zwierzołaczą moc. Pochodzi ona od duchów zwierząt. Nie wiem tylko, czy bezpośrednio, czy w sposób pośredni. Kiedyś byłem przekonany, że to ich duchy wstępują w człowieka i endogennie nadają mu swoje cechy. Teraz skłonny jestem przypuszczać, iż ich wpływ ma zewnętrzną naturę, tzn. udzielają pomocy z miejsca, w którym aktualnie przebywają. Raczej nie wchodzą w ciało teriantropa, by nie powodować konfliktu z jego własną duszą - tak to sobie tłumaczę.

no image

Kochają mroczne tajemnice

Tak więc najważniejsze jest uzyskanie przychylności "Źródła". Można je sobie zapewnić tylko poprzez godne zwierzołacze życie. Innego sposobu nie ma. Jeśli ktoś sądzi, iż uda mu się oszukać ten "system", to jest w wielkim błędzie. Byli tacy, którzy pili krew zwierząt (niejednokrotnie zabitych przez siebie), a mimo to nie dostali tego na co liczyli. Nie trudno domyślić się powodów ich porażki - po prostu chcieli czerpać zaszczyty bez zasług ze swojej strony. No cóż, do wielu zwykłych ludzi nie dociera podstawowa prawda: na nagrodę trzeba sobie zasłużyć (i na dodatek działając tak, aby nawet w duchu nie liczyć na nią). - Jest to trudne, ale kiedy uda się wypełnić ten warunek, wówczas plon będzie obfity. Umiłowanie natury poprzez uczynki (uczynki - jest to bardzo ważne, bo słowne deklaracje są jałowe), a uzyskiwanie darów od świata duchowego działa na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Ja daję mu coś bezinteresownie od siebie, a on w zamian napełnia mnie swoimi łaskami. Wszystko odbywa się poprzez układ dobrowolności tj. ja daję coś (choć nie muszę), a Ci po tamtej stronie widząc moje poświęcenie też chcą mi ofiarować to, co aktualnie potrzebuję (nie muszą jednak tego robić).

Ufam, iż zrozumiałeś miły czytelniku, to co chciałem przekazać odnośnie warunków jakie naprzód trzeba spełnić, by móc czerpać ze zwierzęcej krwi same dobre rzeczy. W zasadzie powinienem rozwinąć to zagadnienie w o wiele szerszym zakresie, ale kto będzie czytał kilometrowe elaboraty? Lepiej rozłożyć je na kilka krótszych tekstów.

no image

Nie zawsze z martwego zwierzęcia krew wypływa w taki sposób, by móc ją wygodnie zlizywać. Wtedy trzeba posłużyć się odpowiednim sprzętem ściągającym

Drapieżniki to po większej części istoty nocne. Człowiek natomiast, mimo iż jest wszystkożerny charakteryzuje się przystosowaniem do typowo dziennego trybu życia. Nawet zwierzołak posiadający niewątpliwie pewne dary swojego teriotypu, musi ulec wobec wyższości tych prawdziwych drapieżników. Z racji tego, że posiadamy ludzkie ciała jesteśmy ograniczeni ich istotnymi wadami. Najważniejszy człowieczy zmysł - wzrok, niezbyt radzi sobie z konkretnymi ciemnościami jakie panują podczas bezksiężycowych i pochmurnych nocy. Doświadczony teriantrop czuje się swobodnie w takich warunkach, niemniej jednak pozostaje daleko w tyle za zwierzęcymi drapieżnikami.

Komu nie wystarczą zwierzołacze umiejętności w ich podstawowym trybie, ten może spróbować podbić je właśnie poprzez picie krwi drapieżników. Efekty tych zabiegów będą uzależnione od jakości zwierzołactwa u takiej osoby. Kto według swoich szczerych chęci dokłada starań, aby było ono przykładne, ten zostanie obsypany darami niczym z rogu obfitości. Ci, którzy nie wiedzą jak powinno wyglądać życie teriantropa (szczególnie godny potępienia jest cynizm - wiedzieć jak żyć, ale nie stosować się do tego), ale chcą podstępnie uzyskać umiejętności nie dla nich przeznaczone - mają wielkie szanse aby przekręcić się na wściekliznę. Pamiętajcie o tym, bo to nie są żarty! Sam nie jestem pewny, czy mnie "to" nie weźmie w obroty. Ja obecnie egzystuję już w trochę innej rzeczywistości, dlatego nie trzymam się ziemskiego życia za wszelką cenę (w błędzie jest ten, kto myśli, iżbym przez to próbował sobie folgować w przestrzeganiu zwierzołaczej moralności - o nie!).

Pewnie część z Was zastanawia się, czy zwierzołak z teriotypem roślinożercy, np. zająca, może napić się krwi drapieżnika by uzyskać już nie tyle dobry wzrok i słuch, ale odwagę konieczną do podjęcia walki z silniejszym przeciwnikiem? Szczerze przyznaję, że nie znam odpowiedzi na to pytanie. Jako lis piję od czasu do czasu krew saren i daje mi ona fizyczną wytrzymałość. Ale jak to zadziała w odwrotnym kierunku, czyli gdy terianin-sarna spróbuje krwi lisiej - tego nie wiem. Nie znam zwierzołaków z kinem roślinożerców, dlatego nie wypowiem się na ten temat. Ale jeśli ktoś taki zgłosi się i przedstawi swoje doświadczenia w tym zakresie, a najlepiej gdy napisze artykuł pozwalając go tu wstawić (prawa autorskie gwarantowane:) wtedy nasze wątpliwości ulegną rozwianiu.

no image

Podręczny zestaw narzędzi "krwiopijcy". Zwróćcie uwagę, że wszystko wykonane jest z naturalnych materiałów. Żadnego plastikowego dziadostwa - pamiętajcie o tym!
1. Z racji tego iż nie ograniczam się wyłącznie do krwi drapieżników, dlatego noszę z sobą jedną strzykawkę 5cm3, którą używam kiedy znajdę większe zwierzęta (sarna, jeleń).
2. Do małych zwierząt wystarczy "dwójka".
3. Igła o średnicy 3mm do odciągania krwi półpłynnej.
4. Igła 1.6x60 do krwi świeżej.
Do tak grubych igieł trzeba dorobić tulejki redukcyjne aby pasowały do stożka Luer w w/w małych strzykawkach "Record"

Wydaje się, że wzrok i słuch to zmysły co do których najbardziej nam zależy, aby je uwrażliwić na słabe bodźce. Stanowią one pierwszą linię na froncie człowiek-środowisko. Od ich czułości w dużej mierze zależy uzyskanie przewagi nad potencjalnym przeciwnikiem. Jest to szczególnie ważne kiedy spotkamy się z zagrożeniem ze strony ludzi - w tym przypadku, jednym z głównych warunków pozwalających na wyjście z opresji bez szwanku jest wcześniejsze wykrycie ich obecności, zanim to oni prędzej wykryją nas. Trudno zbudować przewagę nad nimi jeśli wzrok i słuch będziemy mieć równoległy do takich, jakie ma nieprzyjaciel. Aby przynajmniej móc zachować bezpieczny dystans od wroga nasze zmysły muszą być czulsze o pewien rząd wielkości - m.in. to daje nam picie krwi zwierząt drapieżnych. Napisałem "między innymi" ponieważ oprócz tego ich krew zaszczepia w nas nieustępliwość, odwagę i jeszcze kilka innych przymiotów, o których napiszę później.

Należy sobie uświadomić, że wzrok i słuch podkręcone krwią nie sprawią automatycznie iż staniemy się nieuchwytni. Są one tylko narzędziami, którymi trzeba jeszcze umieć się posługiwać. Cóż bowiem po najlepszym narzędziu, jeśli ktoś nie potrafi nim władać? Do wszystkiego potrzebna jest wprawa. Nawet tak banalne prace jak wbijanie gwoździa w drewno, aby go nie pokrzywić, wymaga pewnych umiejętności. O ile więcej kunsztu potrzeba do wyciągnięcia maksimum korzyści z ulepszonych zmysłów. Zwierzołak powinien stopniowo przyzwyczajać się do nocnego życia (mam na myśli tych, którzy dopiero zaczynają tą aktywność). Najpierw nauczyć się poprawnie interpretować sygnały rejestrowane przez zmysły w ich zwykłym stanie, a dopiero później sięgać po "wspomagacze". Nie warto od razu skakać w głęboką wodę, zwłaszcza nie będąc do tego przekonanym.

Wzrok napędzany krwią znakomicie sprawdza się pod gołym niebem, tzn. tam, gdzie przynajmniej w minimalnym stopniu dociera światło szczątkowe od Księżyca i gwiazd. Oczywiście nawet bez krwi widzimy wtedy rzeczy, które chcemy zobaczyć. Jednak dopiero w połączeniu z nią - to jest prawdziwa rewelacja, zwłaszcza pod względem zasięgu. Wbrew pozorom nie należy sądzić, aby Księżyc czy nawet same gwiazdy musiały być widoczne w celu emitowania światła. Nawet kiedy zimowa noc jest pochmurna, a Księżyc w nowiu - i wtedy na Ziemię dociera pewien strumień fotonów. Wzrok ludzki nie jest na tyle czuły, aby je odebrać. Ludzki - nie, ale zwierzołaczy, już tak. Najczarniejsze noce należą do nas (w lesie spowitym takim mrokiem, z dystansu kilkudziesięciu metrów nawet my nie wypatrzymy np. zwierzęcia jeśli nie zdradzi się w jakiś sposób). Żadni ludzie, żadni myśliwi nie mają wtedy nic do gadania, chyba że posiadają sprzęt nokto/termowizyjny - na to jednak nic nie poradzimy.
Pragnę przypomnieć, że nie wszędzie będziemy mogli wykazać się nadzwyczajnym wzrokiem. Przebywając w zamkniętym pomieszczeniu niczym w grobie, nie zobaczymy tego, co jest w środku. To nie jest nasze, a ściślej mówiąc, to nie jest środowisko zwierząt, od których mamy dar widzenia w ciemnościach. Co prawda one potrafią zorientować się w takim otoczeniu, ale nie robią tego za pomocą wzroku, lecz poprzez słuch i węch. - To pozwala im na taką aktywność, która jest niezbędna do ich funkcjonowania, a która nie koniecznie sprawdzi się w odniesieniu do zwierzo-ludzkich oczekiwań.

Kwestia słuchu wygląda podobnie jak w przypadku wzroku - krew go wyostrza. Sprawia, że jesteśmy w stanie odbierać interesujące dźwięki o bardzo niskim natężeniu. Zwykli ludzie, o ile je wychwycą, to zwykle traktują je jako coś nieistotnego. - Tak reagują ludzie, tzn. ich umysł interesuje się tym, co głośniejsze, a nie tym, co ma istotne znaczenie, choć jest ledwie słyszalne. Zwierzołaki działają na odwrót. - Odfiltrowują odgłosy, które w ich odczuciu nie są warte uwagi, a poddają analizie dźwięki niosące ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa informacje. Reagujemy jak zwierzęta, których nie obchodzą jęki generowane przez wiatr, tętent biegnącego stada dzików, trzaski pojedynczych gałązek i inne obojętne szumy. Ale kiedy wychwycimy dynamiczny szmer świadczący o ludzkich krokach, wówczas szykujemy się na najgorsze.

no image

Krew można przechowywać w szklanych fiolkach. Do tego celu najlepiej nadają się te, z korkami na szlif (probówki Egertza), albo małe buteleczki w tym typie

Inne zmysły - smak może nie, ale węch jest czymś, co u realnych drapieżników stawia się na równi ze wzrokiem i słuchem - wszystko po to, by skutecznie polować. Zwierzołaki mają z tym kłopot z przyczyn nader prozaicznych; trudno oczekiwać, aby w poszukiwaniu zapachów non stop pełzali z nosem przy ziemi - byłoby to śmieszne. Jeśli chodzi o mnie, to na tej płaszczyźnie nie odgrywa on żadnej roli. Jednakże w innych dziedzinach życia selektywny węch bywa przydatny. Nie mogę tylko stwierdzić, czy jest on rezultatem oddziaływania krwi, czy moją cechą naturalną. Na ten przykład umiem z zawiązanymi oczami odróżnić niektóre dzikie zwierzęta - właśnie po zapachu. Nie wiem, czy inni ludzie potrafią tego dokonać. Szczególnie lubię zapach lisów - z racji tego, iż sam nim jestem. Działa on na mnie jak erotyczny feromon.

Teraz opowiem o przymiotach, które nie podlegają pod zmysły, a bardziej wynikają z charakteru drapieżników. Nieustępliwość jest pierwszą i najcenniejszą, że tak powiem - wewnętrzną cechą, którą może nam przynieść krew tych zwierząt. Nazywam ją "agresją bez zapalczywości". Dzięki niej praktycznie nie ma sytuacji, przed którą byśmy spasowali. Oczywiście to nie oznacza iż jesteśmy jakimiś straceńcami, co ładują się prosto w przepaść. Samodzielna nieustępliwość rzeczywiście mogłaby doprowadzić do takiej katastrofy. Ponieważ jednak sprzężona jest z ludzką zdolnością oceny (ewentualnie) podjętego ryzyka, dlatego nie stawiamy sobie nieosiągalnych celów. Jeśli przykładowo, mamy zniszczyć nieprzyjaciela, a aktualne uwarunkowania nie pozwalają na to lub istnieje zbyt wielkie prawdopodobieństwo skutecznego kontrataku z jego strony, wówczas rezygnujemy - na pewien czas. Dopiero kiedy odpowiednio przygotujemy się, wtedy uderzamy. - Na tym polega nasza nieustępliwość - na konsekwentnym uporze w realizacji określonego przedsięwzięcia.

Zwierzęca agresja w jej czystej postaci (krwawy szał) bywa naszym udziałem, ale raczej tylko kiedy zostaniemy postawieni "pod ścianą". W sytuacji zagrożenia życia, kiedy już wszystko stracone, tj. nie ma szans na ucieczkę - wtedy zwierzołaki walczą do śmierci, bo skóry nie wolno oddać tanio.

Istnieje więcej zwierzęcych cech które teriantrop może wzmocnić krwią drapieżników: czujność, cierpliwość, wytrzymałość i inne pokrewne kwestie. Nie byłbym sobą gdybym nie wspomniał o tym, jak zwierzęta drapieżne realizują swoją erotyczną naturę w ludzkim ciele - prawdziwy ogień! - Mam wiele do powiedzenia w tym temacie, lecz nie dziś.

no image

Pamiętacie śródleśne oczko wodne, które pokazałem Wam w jednym z poprzednich tekstów? Wlałem tam pozostałą lisią krew. Wrócę w to miejsce podczas najbliższej Pełni by sprawdzić, czy przyjdą do mnie...

Moim zdaniem nie jest konieczne, aby zwierzołak z rzadkim teriotypem musiał koniecznie dążyć do poszukiwania krwi, która jest z nim zgodna gatunkowo. Teriantrop-rosomak żyjący w Polsce na pewno nie znajdzie jej na miejscu. Chcąc dostać "swoją" krew musiałby jechać do FR, hen daleko, aż za Ural. To poważne przedsięwzięcie i nie każdy może sobie na nie pozwolić. W tej sytuacji powinno się postępować tak jak w przypadku futer - po prostu brać to, co jest pod ręką. Wilki niech szukają krwi lisów, rosomaki zaś powinny zadowolić się krwią kun - albo jak kto woli - wszystko na raz. Ten system jest inteligentny. Liczy się szlachetność zamiarów, a duchy załatwią resztę.

Osobiście jestem w komfortowej sytuacji, bo jako lisołak nie mam większych problemów ze znalezieniem martwych lisów. Czasem tylko trzeba dłużej szukać, dalej jeździć, i w końcu nań trafię. Bywa, że są w niezbyt dobrym stanie, ale i tak w 80% przypadków coś z nich uratuję.
Może niektórzy pomyślą, iż wybrałem lisa jako teriotyp ze względu na łatwą dostępność ich zwłok? - Nie, to nie miało nic do rzeczy. Lisy mnie wybrały, a nie na odwrót... Historia odkrywania i umacniania mojego zwierzołactwa jest opowieścią na kiedy indziej. Teraz nadmienię Wam tylko tyle, że żaden inny gatunek nie pasuje do mnie tak bardzo jak one. Głębia naszej zażyłości przekracza wszelkie ludzkie pojęcie... Szczególny sentyment czuję też wobec hien, saren, jeleni, wilków i kilku innych. Lubię je w bardzo wielu aspektach - w przyszłości będę jeszcze o tym pisał. Brakuje im jednak tego "czegoś", co dało by radę usidlić mnie w podświadomości. Tylko lisy podołały temu zadaniu... z radością przyjąłbym ich formę (najlepiej anthro) i trwał tak przez całą wieczność.

Kuny leśne i kamionki - byłoby dla nich wielką ujmą, gdybym z osobna nie wspomniał o tych nocnych posłańcach śmierci. Dla mnie są już nawet nie symbolem drapieżnej gwałtowności, ale jej wcieleniem. Wszędzie wejdą i zewsząd wyjdą. Jak się nakręcą, to zabiją wszystko, co stanie im na drodze... Zawsze je podziwiałem i po cichu zazdrościłem im. W lisach najbardziej uwodzi mnie kobieca zmysłowość, w kunach widzę idealnych w swojej dziedzinie łowców. Dlatego tak ciągnie mnie do ich krwi... nie ukrywam, że trochę boję się, co ostatecznie z tego wyniknie.

Nigdy nie piłem krwi borsuków, jenotów, tchórzy, norek, łasic i ptaków drapieżnych, a okazji ku temu miałem wiele. Nie chcę przez to powiedzieć, że ich krew jest gorszej jakości. Po prostu nie czuję potrzeby aby po nią sięgać. A jeśli ktoś nie posiada wewnętrznego przekonania do czegoś, to lepiej nie działać na siłę wbrew niemu.

Aby picie krwi przyniosło spodziewane rezultaty, to poza warunkami które wymieniałem w tym i poprzednim tekście, trzeba przestrzegać jeszcze kilku innych rygorów. Chodzi między innymi o sposób pobierania krwi ze zwłok zwierząt - nie zabitych przez nas (A niechby który spróbował uśmiercić zwierzę w nadziei uzyskania jakichś darów!), szacunek musi być zachowany.

Nie ma potrzeby pić jej "szklankami", wystarczy kilka ml. Ważne jest by podczas spożywania umysł był czysty, tzn. nie wolno myśleć o innych sprawach, a już w szczególności wypowiadać w myśli wulgaryzmów i innych nieodpowiednich słów. W moim przypadku najlepsze rezultaty osiągam kiedy w tym czasie w ogóle nie myślę słowami ani obrazami. Jestem wtedy skupiony na zwierzęciu i jego krwi - trzeba dbać o ten szczegół, choć nie jest to łatwe.

Jeśli krew wypływa samoistnie, to można ją po prostu zlizywać. Kiedy jednak nie wypływa, wówczas do jej odciągania dobrze jest posłużyć się eleganckim sprzętem, takim jak na zdjęciach u góry. Teriantrop musi prezentować sobą odpowiedni poziom. Powinien na każdym kroku udowadniać, że respektuje umarłych i pielęgnować zwierzołacze cnoty. Kto nie dba o detale, ten nic nie otrzyma. Duchy widzą wszystko i brzydzą się tymi, którzy chcą tylko brać, a od siebie nie dają nic.

O jeszcze innej, bardzo istotnej kwestii dla uzyskania wzmacniającego efektu krwi nie napisałem tu ani słowa. Ma ona związek z wzajemnym zaufaniem na linii człowiek-zwierzę. Kto ma rozum, niech zgadnie, na czym ono polega.

***

I Ty, czytelniku, jeśli jesteś zwierzołakiem-drapieżcą i jeśli prawdziwie czujesz, że nadzwyczajna zwierzęca energia jest tym, czego potrzebuje twoje serce, to uganiaj się za Ich krwią dniem i nocą... Pewnie i tak już podjąłeś decyzję, ale niezależnie od tego na koniec moim obowiązkiem jest przypomnieć o jednej, bardzo ważnej rzeczy - którą znasz. Jeśli coś pójdzie nie tak, krew zwierząt może otworzyć przed Tobą bramy wieczności. - Czy wiesz, co to oznacza? Kiedy pieczęć zostanie złamana, wówczas nie będzie już odwrotu... tylko droga przed siebie.

Beria,
18-04-2020