O krwi zmarłych Zwierząt i jej wpływie na teriantropów

Przedmowa

Na pewno niejeden czytelnik tego serwisu zastanawiał się, co nas zwierzołaków napędza - a ściśle mówiąc - co daje nam wyjątkową siłę do działań na rzecz zwierząt i dzikiej przyrody? Oczywiście głównym źródłem tego jest teriantropia, bez której jako podstawy nic nie byłoby możliwe. Czasami jednak, zwłaszcza wtedy gdy podejmujemy akcje w trakcie których jesteśmy narażeni na utratę zdrowia, życia czy też na inne nieprzyjemne konsekwencje, wówczas samo zwierzołactwo w jego codziennym stanie - to może być trochę za mało aby nas skłonić do poważniejszego zaangażowania. Niektórzy więc stosują pewne zabiegi w celu zwiększenia swojej motywacji, a także po to, by uzyskać optymalne "zestrojenie" naturalnych darów, które wówczas ulegają znacznemu wzmocnieniu.

Istnieje kilka metod pozwalających osiągnąć wyżej wymienione efekty. Jedną z nich jest picie krwi zmarłych zwierząt. Należy ona do tzw. rytuałów "wyższego rzędu". To określenie wiąże się z jego nadzwyczajną skutecznością i co za tym idzie - z siłą przymiotów które wzmacnia. Krew usprawnia działanie zmysłów i przynosi wiele korzyści od strony duchowej. Dla wielu z nas jej spożywanie jest jedyną szansą na poznanie głębi tego, co mamy w sobie od urodzenia. Obecnie jedynie zwierzołaki żyjące w zgodzie z naturą na dzikich obszarach, reprezentują czystą postać teriantropii, bo kierują się tylko własnym instynktem. Dzięki temu nie muszą uciekać się do poszukiwania i siłowego wyrywania tych darów zwierzołactwa, które są w nich samych. My natomiast mieszkamy niemal w środku cywilizacyjnej zgnilizny. Ona skutecznie zagłusza nasze instynkty, czasem do tego stopnia, że niektórzy zapomnieli kim są i po co się urodzili. Najskuteczniejszym lekarstwem na tą chorobę jest właśnie krew martwych zwierząt. Kto ją pije, ten zawsze będzie słuchał swojego zwierzęcego ducha i nigdy nie zejdzie z drogi którą wytycza mu jego własna natura.

Krew zmarłych zwierząt ma więcej zastosowań niż tylko to, co wymieniłem powyżej. Te i inne korzyści z niej wynikające postaram się w miarę jasno opisać, aczkolwiek zdaję sobie sprawę, że ludzie z "zewnątrz" mogą nie zrozumieć wszystkiego tak jak trzeba.

Artykuł pełni rolę poglądową, czyli przede wszystkim ukazuje rolę jaką odgrywa krew w naszej duchowej więzi ze zwierzętami. W żadnym jednak wypadku nie należy go traktować jako przepisu do uzyskania nadnaturalnych zdolności. Celowo pominąłem niektóre rzeczy z rodzaju tzw. "kwestii Know-how", czyli chociażby tego, jakie należy uczynić przygotowania aby wszystko zadziałało tak jak trzeba. Udzielanie takich informacji nie leży w naszym (teriantropów) interesie. Chodzi o to, aby nikt napędzany ciekawością nie sprofanował obrządków które dla nas są święte. Czytelnik może też zauważyć brak opisów przeżyć wewnętrznych które temu towarzyszą. Podobnie jak i w innych zagadnieniach dotyczących teriantropii - werbalne tłumaczenie nie odda w pełni ich wymiaru.

Znaczenie krwi w kulturach ludzi i zwierzołaków

Niezwykła aura która roztacza się wokół krwi sprawia, że w wielu religiach i kulturach świata zajmuje ona szczególne miejsce. Chociaż praktyki sakralne z nią związane przybrały różną postać u poszczególnych ludów, to jednak ich cechą wspólną w większości przypadków, jest związek z kultem życia - w jego ziemskim i pozagrobowym wymiarze.

Już od pradawnych czasów starożytnych uważano, że krew zawiera duszę - mistyczną iskrę życia. Owa siła witalna krążąc w żyłach i napełniając każdą tkankę, posiada na własność i kształtuje ciało w którym się realizuje.

Ludzie i nie-ludzkie istoty świadomi jej niezwykłej mocy, zaczęli używać tej substancji do własnych, nie zawsze szlachetnych celów. I tak oto krew stała się narzędziem, tudzież przedmiotem pożądania lub czci.

U niemal wszystkich ludów pierwotnych łowiecko-zbierackich istnieje silnie zakorzenione przekonanie, że picie krwi pozwala na przejęcie mocy istoty której krew się spożywa. Zwycięzcy wojownicy pili krew zabitych wrogów w nadziei odebrania im ich siły czy odwagi. Kto chciał zyskać umiejętności zwierząt np. refleks lub słuch, ten pił krew danego zwierzęcia które posiadało odpowiednie umiejętności. Ówcześni ludzie wierzyli też, że aby zaskarbić sobie przychylność bogów lub uspokoić demony, konieczne jest składanie im ofiar z krwi. O ile bogowie i demony jako byty duchowe zadowalają się zwykle symboliczną ilością krwi, to istnieją jednak pewne istoty - stojące na granicy świata żywych i umarłych - które potrzebują jej trochę więcej. Wampiry potrafią wypompować całą krew z ofiary, co dla niej kończy się zgonem. Krew dla nich jest zatem "chlebem powszednim".

Tych kilka linijek nie wyczerpuje oczywiście tematu znaczenia i zastosowania krwi w religiach. Wszystkiego nie będę wymieniał bo nie czas i miejsce na to. Obecnie chciałbym skupić się na ukazaniu pewnej ważnej kwestii która wiąże się z "ludzkim" wymiarem kultu krwi. Chodzi mianowicie o to, że ludzie w swoich rytuałach niemal zawsze wykorzystują krew "żywą" czyli taką, która została celowo utoczona z żyjącej istoty. To w większości przypadków kończyło się śmiercią ofiary, rzadko bowiem ulewano z niej tylko symboliczną jej ilość. Ludzie praktycznie wprowadzili zasadę, że dawca krwi jest z góry skazany na śmierć. Ta bezwzględność i niejednokrotnie okrucieństwo z pewnością wypływało z egoizmu. Wiadomo iż tylko niewielu ludzi jest w stanie poskromić swą chęć uzyskania jakiejś korzyści bez względu na cenę. Większość niestety, kiedy tylko ma okazję, dąży do celu po "trupach". Tak było przed tysiącami lat i tak jest obecnie.

Wielu powiada: "cel uświęca środki", jednak kiedy zabija się istoty z powodów religijnych - w tym wypadku - aby pozyskać od nich krew, to wydaje się, że jest to tylko i wyłącznie uczta dla demonów. Ludzie przez których śmierć wchodzi do krwawych rytuałów, zapewne będą tłumaczyć swoje uczynki tym, że krew zostanie uświęcona w odpowiednie właściwości jedynie dzięki zabiciu ofiary. Ale czy aby owe nadprzyrodzone dary nie pochodzą od złych duchów, które w zamian za dokonaną dla nich zbrodnię udzielają swoim sługom pewnych korzyści? Dla wielu może być wszystko jedno, od kogo one pochodzą. Dostają przecież to, czego chcą, a fakt, że czyimś kosztem, wydaje się być nieistotny. - Teoretycznie tak jest. W praktyce jednak wszystko co pochodzi od demonów, nawet gdy sprawia wrażenie dobra, w rzeczywistości zawsze jest pułapką. Złe duchy nakłaniają ludzi w ich podświadomości do złożenia im krwawej ofiary. Kto ulegnie ich pokusom, ten bezwiednie należy już do nich. Kto zabija w imię dogadzania sobie, ten zabija samego siebie (sam staje się ofiarą). I niczym są korzyści które taki człowiek chwilowo otrzymuje, bo one kończą się wraz z końcem życia ziemskiego. A po śmierci? - No cóż, tam każdy dostanie to, na co sobie zapracował w ciągu doczesnej egzystencji. Oczywiście to czy ktoś zostanie porwany przez demony zależy również od innych czynników - szczególnie od nastawienia wewnętrznego, tak więc nie jest to taka prosta sprawa. Generalnie jednak, jeżeli ktoś kieruje się w życiu egoizmem, wówczas musi brać pod uwagę przykre konsekwencje w życiu przyszłym.

Czy zwierzołaki mordują dla samej krwi? Ja osobiście - nie, ale za innych ręczyć nie mogę. Ta kwestia jest z resztą bardzo złożona.

Począwszy od najdawniejszych czasów kiedy człowiek zaczął dokumentować wydarzenia, można się dowiedzieć z różnych źródeł historycznych o brutalnych mordach dokonanych przez "wilkołaki" na niewinnych ludziach i zwierzętach domowych. Być może te straszne rzeczy są rzeczywiście dziełem niektórych zwierzołaków. W takim razie nie są one dokonywane w celu osiągnięcia czegoś, ale już efektem osobliwego szału (będzie jeszcze o nim mowa) który czasem występuje u teriantropów upojonych krwią martwych dzikich zwierząt.

Sama krew, a raczej jej właściwości, to tylko jedna z przyczyn (pełni rolę zapalnika) tych agresywnych zachowań. Głównym impulsem jest frustracja spowodowana złym traktowaniem zwierząt przez ludzi. Naukowcy czy hodowcy zwierząt na futra są tak znienawidzeni przez teriantropów, że niemal każdy z ochotą wykąpałby się w ich krwi, nie po to by zabrać im ich moc, ale aby ich upokorzyć.

Na szczęście u większość z nas szacunek dla życia przewyższa chęć mordu, dlatego raczej nie słychać o wypatroszonych myśliwych znalezionych gdzieś w leśnej głuszy. Nawet jeżeli takie zdarzenie będzie miało miejsce, to bardziej wyniknie ono ze spontanicznego wzburzenia niż z planowanego działania.

Zabicie czegokolwiek aby pozyskać krew, w naszym przypadku mija się z celem. Krew ludzi żywych czy martwych jest dla nas bezwartościowa. Nic dzięki niej nie zyskujemy, bo cóż może otrzymać teriantrop, który bardziej czuje przynależność do zwierząt jeżeli opije się ludzkiej krwi? Czy dostanie wzrok sokoła albo słuch lisa? Oczywiście, że nie. Zwierzołaki jako że żyją w ludzkim ciele i posiadają komplet ludzkich przymiotów już nic więcej od człowieka nie przyjmą. Trudno bowiem aby stać się jeszcze bardziej "ludzkim" niż się jest. Ktoś może powiedzieć, że nie pijemy krwi pochodzącej od człowieka, bo lękamy się wchłonięcia ludzkiej duszy. - Owszem, jest to prawda. Dla wielu już sama myśl o takiej możliwości jest obrzydliwa.

Dla teriantropów jedyną wartość ma krew zwierząt umarłych śmiercią naturalną oraz w niektórych, ściśle określonych przypadkach nie będących dla nich łagodną kaskadą śmierci; dla nas jednak mają one wymiar "naturalności". Ponieważ ten temat jest dość zawiły, dlatego poświęcę mu cały następny rozdział.

Krew zmarłych Zwierząt - czyli jaka?

Teoretycznie jest to krew pochodząca od zwierząt umarłych z przyczyn naturalnych: starości, chorób i drapieżników. Również wolno nam pić krew od zwierząt zabitych w wypadkach drogowych i innych zdarzeniach przez nas niezawinionych.

no image

Pogruchotane kości czaszki to typowe obrażenia u zwierząt które zginęły na drodze. Ich krew trzeba zawsze zlizywać z pyszczka.

Ponieważ jednak świat nie jest czarno-biały i życie szykuje różne scenariusze, dlatego wyjaśnię na przykładach pewne pośrednie sytuacje z którymi możemy się zetknąć.

Tak więc kiedy znajdziemy zwierzę potrącone przez samochód, to oczywiste jest, że z czystym sumieniem możemy wypić jego krew. Co jednak począć gdy my sami prowadząc auto będziemy sprawcami potrącenia? O ile nie zrobiliśmy tego z premedytacją, to taka krew zachowuje swoje pozytywne właściwości. W przeciwnym razie staje się ona trucizną dla ducha i ciała.

Inny przykład dotyczy zwierząt zabitych w trakcie polowania. Nieraz się zdarza, że podczas przemierzania pól i lasów, zwłaszcza w zimie, trafiamy w miejsce gdzie upolowano zwierzę. Oczywiście jest tam także i krew. W tym przypadku również bez przeszkód wolno nam ją zebrać i spożyć. Nie ponosimy tu odpowiedzialności za śmierć tej istoty więc i jej duch nie może mieć do nas żadnej urazy. Zupełnie inaczej to wygląda gdy ktoś nawiązuje kontakty z myśliwymi (mowa tu o współczesnych myśliwych-bandytach) i przez nich wchodzi w posiadanie krwi, np. kupując ją. Kto tak postępuje, w nadziei że krew się "nie dowie" skąd pochodzi, ten nie dość że jest współwinny zbrodni, to jeszcze sam igra ze śmiercią.

Istnieje pewien wyjątek kiedy teriantrop bez przykrych konsekwencji może napić się krwi zwierzęcia zabitego przez siebie. Takie sytuacje występują powszechnie, np. na Syberii gdzie zwierzoludzie żyją z polowań. Oni muszą zabijać by przetrwać. Są zatem drapieżnikami w czystej postaci. Ponieważ żyją w idealnej harmonii z naturą tak jak pozostałe nie-ludzkie zwierzęta, tak też występują między nimi jednakowe zależności. W tym układzie nikt do nikogo nie ma pretensji o zabijanie bo jest to naturalna kolej rzeczy. Sarna nie będzie mieć żalu do rysia za to że ją uśmiercił, wie bowiem, że zrobił to z konieczności a nie z żądzy mordu. To samo prawo dotyczy relacji między teriantropami a innymi zwierzętami.

Czy wolno jest napić się krwi zwierząt zabitych w obronie własnej?

Nigdy nie byłem w sytuacji aby bronić się przed atakiem dzikiej zwierzyny, ani też nie znam nikogo takiego. Trudno zatem jest mi powiedzieć, co by wynikło ze spożywania ich krwi pozyskanej w ten sposób. Osobiście sądzę, że nie wypada tego robić. Teoretycznie zabicie w celu odparcia ataku nie jest zbrodnią, jednak mimo to, po czymś takim zawsze pozostają wątpliwości czy śmierć napastnika była konieczna. Myślę też, że są to zdarzenia tak marginalne, iż mało kto z nas będzie kiedykolwiek postawiony przed takim wyborem.

Także nic nam nie przyniesie picie krwi spuszczonej z istot jeszcze żyjących. Kto tak postępuje, ten dopuszcza się kradzieży - w tym wypadku - na szkodę zwierzęcia. Okaleczanie czegokolwiek bez zgody dawcy jest karygodne, dlatego wykonawca tego procederu może spodziewać się jedynie przekleństwa.

Z tego rozdziału należy zapamiętać, że nie wolno nam zabijać dla krwi. Jest to bardzo ważne, że do śmierci zwierząt których krew pijemy, nie możemy się w sposób zuchwały i cyniczny przyczynić. Jeżeli złamiemy tą regułę, wówczas ściągamy na siebie poważne kłopoty - będzie o nich później.

Indukcja

Spożywanie krwi martwych zwierząt oprócz tego, że przynosi teriantropom same korzyści w ich "namacalnej" formie, to jest zarazem jednym z najbardziej mistycznych przeżyć jakich mogą doświadczyć w trakcie ziemskiej egzystencji.

no image

Prawie jak w Niebie...

Ta krew jest dla nas może nie pokarmem, bo to za dużo powiedziane, ale czymś w rodzaju "wzmacniacza mocy". Dzięki zastosowaniu takiego "dopału", zmysły i nasze wrodzone umiejętności - ale tylko te, które pochodzą z teriantropii - ulegają znacznemu wyostrzeniu.

To, w jakim stopniu są dla nas użyteczne, zależy głównie od środowiska w którym żyjemy. Biorąc pod uwagę fakt, że mamy do czynienia z czysto zwierzęcymi przymiotami, dlatego w pełni można je wykorzystać w takich dziedzinach jak: walka, ucieczka itp. oraz w mniejszym stopniu w innych przejawach naszego życia. To wszystko idealnie się sprawdza w warunkach totalnej dziczy - gdybyśmy żyli jak ludzie pierwotni. Natomiast w środowisku mniej lub bardziej cywilizowanym, gdzie obecnie mieszka bardzo wielu z nas, rzadko kiedy udaje się je w pełni wykorzystać.

Zmiany które zachodzą w organizmie teriantropa pod wpływem krwi martwych zwierząt, dzielą się na somatyczne i duchowe. Zacznijmy więc od omówienia tych pierwszych.

Jeśli chodzi o przemiany somatyczne, to nie mam bynajmniej na myśli procesu, kiedy następuje fizyczna transformacja w zwierzę, w całości lub połowicznie. nie wyrastają nam kły ani pazury i nie przybieramy zwierzopodobnego (antropomorficznego) kształtu. Być może niektórzy dostępują za sprawą krwi lub w inny sposób tego zaszczytu. Ja, ani nikt kogo znam, niestety nie posiadamy takiej mocy.

To, co się w nas zmienia, po większej części nie manifestuje się w widocznej formie gdyż dotyczy systemu percepcji oraz "wewnętrznej siły" działającej na organizm. - Ona dostosowuje go do podjęcia walki lub obrony i innych działań w ekstremalnych sytuacjach. Mam tu na myśli m.in. refleks, który staje się wyostrzony dzięki "czujności dzikiego zwierzęcia" będącej właśnie następstwem picia krwi.

Ciekawe jest, że darów pochodzących od krwi dzikich zwierząt, nie można wykorzystać przeciwko im samym - tym żyjącym na Ziemi. Żaden teriantrop który żyje np. w afrykańskim buszu, ani tym bardziej w środku cywilizacji, nigdy nie użyje swojej zwierzęcości do polowań czy innych działań przeciwko własnym nie-ludzkim braciom. Nawet kiedy zachodzi konieczność zabicia takiego zwierzęcia, to wszystko odbywa się w wyłącznej relacji zwierzę-człowiek. Teriantropia u zwierzołaków pozostaje w jej podstawowej formie, natomiast duchy zwierząt i pozostałe siły będące ich darem - usuwają się na bok (wychodzą z człowieka aby nie brać udziału w zadawaniu śmierci innemu zwierzęciu).

Tak więc krew wpływa przede wszystkim na wyostrzenie zmysłów: wzroku, słuchu i niekiedy węchu - od których bezpośrednio zależy nasze bezpieczeństwo. Co dokładnie wpływa na stopień ich wzmocnienia - o tym powiem później. Teraz opiszę na czym on polega.

Wzrok
W jego przypadku jest rzeczą oczywistą, że zwykły człowiek pod tym względem przegrywa z wieloma gatunkami zwierząt. Bez pomocy specjalnego sprzętu nigdy nie uzyska bystrości wzroku orła który z dystansu setek metrów potrafi dostrzec na ziemi drobną ofiarę. Nie będzie również posiadał umiejętności widzenia w ciemności jak wyspecjalizowane drapieżniki.

Kwestia ta u teriantropów wygląda zupełnie inaczej. Wzrok zwierzołaków już w jego "jałowej" postaci jest na tyle czuły, że umożliwia swobodne poruszanie się przy świetle szczątkowym jakie daje Księżyc lub gwiazdy. Jest ono zupełnie wystarczające nawet w terenie gęsto zarośniętym np. w lasach ze zwartymi koronami drzew które zwłaszcza w czasie jesiennych i zimowych nocy prawie nie przepuszczają nawet takiego światła. Teriantropia nie umożliwia oczywiście identycznego odbierania barw i ostrości jak za dnia. Obraz jaki widzą zwierzołaki w nocy to raczej kształty o różnych odcieniach szarości.

Nie wszyscy z nas posiadają jednakową zdolność detekcji obrazu nocą. Dlaczego tak jest? - Tego jeszcze nie zdołałem odkryć. Być może zależy to od teriotypu jaki kto posiada. Inne wytłumaczenie, bardziej prawdopodobne - jest związane ze specyfiką życia danego zwierzołaka. Kto mieszka na obszarze stale zaciemnionym np. w birmańskiej dżungli, ten będzie posiadał wzrok znacznie czulszy od tych, co większość czasu przebywają na terenach dostępnych dla promieni słonecznych.

Picie krwi zwierząt, wzmacnia znacząco naturalną zdolność widzenia w ciemności. Dla nas ma to szczególne znaczenie gdy przebywamy w absolutnych mroku. Takie warunki panują chociażby w zimowe pochmurne noce przy nowiu Księżyca. W lesie oznacza to taką ciemność, że człowiek bez oświetlenia lub aktywnego noktowizora będzie rozbijał się o drzewa.

U zwierzołaków stopień uzyskanej widoczności raczej nie pozwala na wykonywanie precyzyjnych czynności np. czytania lub szukania drobnych przedmiotów. Jest natomiast zupełnie wystarczające do prowadzenia działań o charakterze militarnym: zasadzki, tropienie itp. O ile w terenie otwartym, tak podkręcony wzrok spisuje się wyśmienicie, to już w szczelnie zamkniętych pomieszczeniach (bez okien) jest nieskuteczny - w takich warunkach nie widać zupełnie nic.

Wzrok wzmocniony krwią jest niezwykle wrażliwy na ostre światło. Z tego powodu, zwierzołaki nie lubią zwłaszcza letnich upałów oraz zimowych dni, kiedy jaskrawe światło Słońca odbija się od śniegu. Mocny blask powoduje u nas ból oczu, dlatego dekujemy się przed nim w ciemnych miejscach - jeżeli w tym czasie nie ma oczywiście czegoś ważnego do zrobienia.

Słuch
Kolejnym zmysłem na który krew zmarłych zwierząt wywiera wpływ, jest słuch.

U zwierzołaków podobnie jak w przypadku wzroku, słuch jest niezwykle rozwinięty. Nawet w zwykłych warunkach (na co dzień) przewyższa znacznie swoją czułością i selektywnością, to co może odebrać ucho zwykłych ludzi. Jest on szczególnie nastrojony na odbieranie dźwięków, które mogą świadczyć o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Trudno to dokładnie wytłumaczyć, ale kiedy teriantrop znajdzie się w sytuacji "podwyższonego ryzyka" wówczas różne szmery, trzaski czy piski, nawet bardzo słabe - dostarczają nam wielu informacji o tym co się wokół dzieje, szczególnie wtedy, gdy nie widać ich źródła. Owe dźwięki dla przeciętnego człowieka mogą nic nie znaczyć, może nawet ich nie usłyszeć. Zwierzołaki natomiast wychwytują je z otoczenia i skrupulatnie analizują w swoim umyśle.

Słuch uwrażliwiony krwią tym się różni od jego zwykłej postaci, że poprawnie swoją rolę spełnia w warunkach względnej ciszy. Są to miejsca, gdzie nie ma natłoku głośnych dźwięków pochodzenia antropogenicznego a więc, lasy, pola i wszelkie odludzia lecz nie jest bezwzględną regułą, aby miały ściśle naturalny charakter. Równie dobrze sprawdza się w terenie zurbanizowanym byle tylko nie był zaśmiecony hałasem.

Teriantrop, zwłaszcza taki, który pije krew, nie da sobie poderżnąć gardła we własnym łóżku. Oznacza to, że jego słuch wówczas jest tak czuły, że usłyszy przez sen zbliżające się zagrożenie. Wystarczy że ktoś będzie krążył w pobliżu miejsca gdzie śpi np. domu, a nastąpi przebudzenie z powodu niepokojących dźwięków wywołanych przez intruza.

Ostry słuch zwierzołaków jest niekiedy utrudnieniem w życiu codziennym. Nie lubią oni przebywać w miejscach o dużym natężeniu hałasu, nawet tam gdzie dla zwykłych ludzi jest on znośny. Między innymi, kiedy tylko się da, unikają miast i pewnych źródeł dźwięków, zwłaszcza o wysokiej częstotliwości.

Pozostałe zmysły
Jeśli krew zmarłych zwierząt wpływa na wzrok i słuch, to również wprowadza zmiany w odbieraniu bodźców przez węch (W przypadku zwierzołaków wpływ krwi na ten zmysł nie jest do końca wyjaśniony) smak i dotyk. U wielu zwierząt nie-ludzkich są one nad wyraz rozwinięte. Ma to oczywiście ścisły związek ze sposobem zdobywania pokarmu. U ludzi spełniają rolę drugoplanową ponieważ nie wiążą się bezpośrednio ze zdobywaniem pokarmu lecz do oceny już pozyskanego. Ta kwestia w przypadku teriantropów wygląda podobnie. Mimo iż są zwierzętami zamieszkującymi ludzkie ciało, to przez wzgląd na uwarunkowania anatomiczne i fizjologiczne swej doczesnej powłoki, rola smaku i dotyku jest taka sama jak u pozostałych ludzi.

Istnieją jednak sytuacje, kiedy znaczenie tych zmysłów nabiera takiej samej wagi, co wzrok i słuch. Mało tego - one wtedy wszystkie współpracują ze sobą.

Seks lub jak kto woli - parzenie się, to czas kiedy można wyczuć ich wzmocnienie. Niektóre zwierzołaki używają krwi w swoich erotycznych praktykach aby w ten sposób maksymalnie stłumić człowieczą naturę, a na jej miejsce wyeksponować swój zwierzęcy potencjał. W tym celu nie dość że ją piją, to jeszcze nacierają nią partnera, tak by móc później ją zlizywać... Mimo iż krew jest dla nich silnie działającą przynętą, to jednak nie stosują jej samodzielnie, lecz wespół z innymi dodatkami. Ona najlepiej spełni swoje zadanie dopiero w połączeniu z futrami. Zwierzołaki które jeszcze żyją w warunkach pierwotnych, parzą się przebrani w skóry dzikich zwierząt. Ich zapach, kształt i przyjemny dotyk w połączeniu z krwią, jest dla teriantropów szalenie podniecające.

O naturze erotycznej zwierzołaków może napiszę kiedyś osobny artykuł. Z tego należy zapamiętać, że choć inne sfery ich życia posiadają domieszkę "człowieczeństwa", to seks musi pozostać w pełni zwierzęcy i dziki.

Duchowe następstwa picia krwi

Ponieważ teriantropia to przede wszystkim stan duchowy, dlatego krew zmarłych zwierząt najsilniej oddziałuje właśnie na tą sferę człowieka.

Przynosi ona pewne dary, wśród których najważniejszy jest ten, który wzmacnia teriantropię w tym sensie, iż żadne wpływy pochodzenia antropogenicznego nie są w stanie jej zagłuszyć. Dzięki niemu zwierzoludzie żyją tak jak im każe ich zwierzęcy duch, a nie podług tego, co nakazuje im własna ludzka strona lub inne osoby. Oczywiście nie wszyscy zwierzoludzie muszą pić krew aby pozostać teriantropem niezależnie od okoliczności. Istnieją tacy, którzy od urodzenia są tak zahartowani w swoim zwierzęcym "Ja" że żadne hałasy i brudy tego świata nie złamią ich prawdziwej natury. Nie oznacza to wcale, że oni krwi pić nie muszą lub nie potrzebują. Robią to chętnie, lecz z innych powodów.

Co to znaczy być niezachwianym w teriantropii?
Wbrew pozorom nie jest to suche przekonanie o tym że się "jest" zwierzołakiem. Również nim nie będzie osoba, która tylko rysuje antropomorficzne zwierzęta i wykazuje zainteresowanie tzw. sztuką furry. Przejawianie tych aktywności nie oznacza że ktoś jest teriantropem, bo to może robić każdy człowiek - niezależnie od tego kim jest.

W dzisiejszym świecie miarą prawdziwej teriantropii jest przede wszystkim stopień poświęcenia siebie samego dla obrony zwierząt i dzikiej przyrody. Liczy się tylko to, co ktoś daje innym od siebie i to jest wykładnikiem jego zwierzęcości. Oczywiście działalność na rzecz przyrody nie jest łatwa i kosztuje niejednokrotnie wiele cierpienia. Posiada jednak wielką wartość właśnie dlatego, że jest tak trudna. Tylko niewielu ludzi którzy są kierowani przez szczerą miłość do zwierząt, jest w stanie im sprostać.

Cała zaś reszta: umiejętności zwierząt, mistyczne doświadczenia czy fantazje erotyczne - są darem tajemniczego "Duchowego Świata", który udziela swoich łask w miarę tego, jak teriantrop sobie na to zasługuje.

Dobrze jest też pamiętać, że jak "nie wszystko złoto, co się świeci" tak nie wszyscy "pro-zwierzęcy" ludzie działają ze szlachetnych pobudek. - Często wśród nich można spotkać szowinistów i hipokrytów. Trzeba zatem mieć na uwadze, by nigdy ich nie porównywać do teriantropów.

Każdy kto prowadzi oddolną inicjatywę przeciwko gnębicielom zwierząt i przyrody, ten wie, że konsekwencje z niej wynikające dla niego samego, mogą być nader nieprzyjemne. W zależności od kraju, trzeba liczyć się z utratą wolności, zdrowia czy nawet życia. Zmianie ulega także codzienny tryb życia - ze spokojnego, na pełen napięcia i dynamizmu, gdzie na każdym kroku trzeba spoglądać za siebie. Dla wielu stres z tym związany jest barierą niemal nie do przebycia. Wprawdzie ich serce ochoczo rwie się do walki, ale zimna kalkulacja rozumu skutecznie studzi zapał.

Jedni potrafią samodzielnie radzić sobie ze słabościami ludzkiej strony. Inni natomiast mają z tym pewne problemy, szczególnie z bojaźnią, która paraliżuje ich wolę aktywnego oporu. - Ci mają dwie drogi aby temu zaradzić. Pierwszą opcją jest dołączenie do jakiejś grupy by działać wspólnymi siłami - gdzie każdy może (przynajmniej teoretycznie) liczyć na wsparcie innych. Drugim wyjściem - jeżeli ktoś zdecyduje się na samodzielną inicjatywę - jest dodawanie sobie odwagi poprzez spożywanie krwi martwych zwierząt.

Wizje duchów
Niektóre zwierzołaki dostępują zaszczytu nie tylko oglądania duchów zwierząt, ale również i bliskiego obcowania z nimi.

Teoretycznie bezpośrednią jego przyczyną jest picie krwi, a ściślej mówiąc - jej "energia". Oznacza to, że pełni rolę furtki do świata, który znajduje się na końcu pewnej drogi - trudnej drogi, jaką należy pokonać aby do niego dojść. Krew jest tylko bramą do "wyższej rzeczywistości" będącej z kolei czymś w rodzaju przedsionka doskonałego świata duchów. Specyfika tej granicy umożliwia bliskie, niemal zmysłowe spotkanie żywych i umarłych. Tak jak nurek chcąc oglądać podwodne głębiny musi przywdziać odpowiedni skafander, tak teriantrop który żyje na Ziemi, potrzebuje osobliwego "nośnika" do oglądania świata duchowego. Być może porównanie ze skafandrem nurka nie jest zbyt trafne, bo w naszym przypadku nie chodzi o ochronę przed "obcym" środowiskiem lecz o samą detekcję istot niematerialnych (możliwość ich oglądania).

Można zatem powiedzieć, że spożywanie krwi to końcowa formalność - podpis na dokumencie. Natomiast pierwszym warunkiem "drogą" o której wcześniej była mowa - jest złożenie ofiary "całopalnej" z siebie dla zwierząt. Nie chodzi bynajmniej o dosłowne spalenie siebie w jakimś akcie rytualnym, lecz o poświęcenie im całego życia.

Kto naprawdę kocha, ten wyniszczy sam siebie - jeśli zajdzie taka potrzeba - dla dobra tego, kogo miłuje. "Miłość jest najtrudniejszą z cnót, żąda bowiem ofiary" (Z. Krasiński). Tak więc jedynie przez ofiarę można udowodnić, że nam na czymś rzeczywiście zależy.

Istnieją różne formy i stopnie poświęcenia dla zwierząt. Obecnie nie będę wszystkiego wymieniał ani szczegółowo omawiał, bo to jest temat który przekracza zakres tego artykułu.

To w jakim stopniu duchowy świat zwierząt pozwoli nam na udział w swoim mistycznym życiu, a także innych doświadczeniach, jest uzależnione od tego, ile dobrego zrobimy dla zwierząt żyjących na Ziemi. Także rodzaj darów bywa różny - każdy dostaje to, co jest mu niezbędne do pełnienia swojej misji. Jeden dostaje silną wolę - jeśli mu jej brak, drugi - odwagę, jeszcze inny - różne umiejętności.

Bardzo mało zwierzołaków osiąga ten najwyższy poziom - a więc dar obcowania z duchami zwierząt już za swojego ziemskiego żywota. Tylko ci, którzy wiedli życie pełne wyrzeczeń i uczciwej postawy wobec zwierząt oraz całej przyrody, mają szansę dostąpić tego zaszczytu. - Oni nie zabiegają o nic ziemskiego dla siebie; ani majątku, ani zaszczytów czy próżnych przyjemności. Ich jedynym i niezmiennym pragnieniem jest połączenie się z nimi (zwierzętami) w świecie pozagrobowym. Naturalnie każdy teriantrop do tego dąży, ale nie wszyscy potrafią oprzeć się różnym pokusom ludzkiej cywilizacji, przez co osłabiają i wydłużają czas do osiągnięcia własnej doskonałości.

Krwawy szał
W jednym z poprzednich rozdziałów wspominałem o agresywnych zachowaniach, jakich mogą się dopuścić zwierzołaki pijące krew swoich zmarłych dzikich braci. Teraz spróbuję opisać je trochę szerzej i w miarę zrozumiale.

Tajemnicze zjawisko które ja zwykłem nazywać krwawą furią jest nierozerwalnie związane z teriantropami posiadającymi kin drapieżnika np. gronostaja. U nich to pod wpływem pewnych bodźców i w określonych warunkach, zachodzą zmiany w sposobie myślenia i odbierania rzeczywistości. Taki osobnik nie postrzega siebie w żadnym stopniu jako człowieka, lecz w całości jako zwierzę. Można zatem powiedzieć, że w tym wypadku mamy do czynienia ze shiftem (przesunięciem) mentalnym.

Teriantrop, kiedy go doświadcza, zachowuje swoje ludzkie ciało, natomiast diametralnym zmianom podlega sfera duchowa która odpowiada za jego "zezwierzęcenie". Ona przejmuje nad nim kontrolę, ale przy prawie pełnej świadomości - czyli nic się nie dzieje, żaden przejaw aktywności bez akceptacji jego woli. - Trudno jest tę kwestię poprawnie wyjaśnić. Ponieważ w tym wypadku granica między wolną wolą i jej świadomością a "sugestiami" wypływającymi z shiftu jest dość niejasna, dlatego nie będę się w to zbytnio zagłębiał. Napiszę tylko tyle, że doznania z niego wynikające są bardzo przyjemne - przynajmniej dla samego zwierzołaka, bo osoby trzecie które znajdą się w pobliżu mogą być zgoła innego zdania.

Pierwszą oznaką nadchodzącego szału, jest zmiana systemu myślenia. Teriantrop przestaje wówczas myśleć "słowami". Zamiast tego analizuje swoje wewnętrzne przeżycia i to, co do niego dociera z zewnątrz - na sposób duchowy - bez syntezy w umyśle "dźwięków" typowych dla ludzi.

Naturalnie pojawiają się także te przymioty, o których pisałem już we wcześniejszych rozdziałach, szczególnie wyostrzone zmysły, ale również duchowe wizje - aczkolwiek ich rodzaj (i czy w ogóle wystąpią) zależy od indywidualnych predyspozycji.

Bezpośrednim psychicznym objawem furii jest oczywiście agresja. Towarzyszą jej specyficzne reakcje ciała: ślinotok, przyspieszone bicie serca, wrażenie uderzania "fali gorąca" obejmujących szczególnie głowę. Nie należy bynajmniej sądzić, że energia która się wówczas wyzwala trafia w próżnię lub jest skierowana przeciwko wszystkiemu co żyje. Chociaż odczucia zwierzołaków są wtenczas wybitnie przesycone nienawiścią wobec ludzi i dziełom ich rąk, to jednak nie dążą bezwzględnie do konfrontacji z nimi.

W dzisiejszych czasach na obszarach silnie poddanych wpływom cywilizacji, wielu teriantropów zaszywa się w najdzikszych ostępach jakie mogą znaleźć, by tam dokonać mistycznych obrządków. Nie chcą po prostu rzucać się w oczy ani nikomu zrobić krzywdy. O ile nikt im nie będzie przeszkadzał, tak i oni z reguły nie szukają zaczepki. Ponieważ wszystko odbywa się w nocy na obszarach trudno dostępnych, dlatego jest bardzo mało prawdopodobne aby ktoś przypadkowo się tam "przyplątał". Z tego samego powodu raczej nie słychać dziś, aby ktoś gdzieś widział "wilkołaki".

Zupełnie inaczej te sprawy wyglądały w wiekach minionych, kiedy zaludnienie było daleko mniejsze niż obecnie, a puszcze stanowiły nieprzebyte masywy leśne. W takich warunkach zwierzołaki mogły sobie pozwolić na więcej swobody. Niektóre z pewnością po nasyceniu się krwią zmarłych drapieżników, opuszczały swoje leśne kryjówki i rozpoczynały nocne polowania.

Wbrew pozorom nie szukały łupu wśród zwierząt leśnych. Mimo iż posiadały w tym czasie zmienioną (w pewnym sensie)  świadomość, to jednak potrafiły odróżnić "swoich" - innych teriantropów i dziko żyjące zwierzęta. - Te istoty należą do ich "świata" i chociaż na co dzień wielu musiało na nie polować, to jedynie po to, by przeżyć. W przypływie szału czy innych mistycznych doznań, nigdy nie przyczyniały się do ich śmierci.

Na swoje ofiary wybierały ludzi - nie miało znaczenia kim byli. Wystarczyło że kręcili się o zmroku po polach i lasach. Mordowały również zwierzęta domowe i gospodarskie. Wspólną cechą ataków dokonanych przez zwierzołaków jest ich niezwykła brutalność. Studiując różne materiały historyczne w których opisano przypadki likantropii, można się dowiedzieć, że kto wpadł w ich szpony, ten został straszliwie zmasakrowany - trupy ludzi czy psów z wyrwanymi kręgosłupami i obdarte ze skóry - były znakiem rozpoznawczym "szaleństwa" zwierzołaków.

Podobne okropieństwa zdarzały się na całym świecie. Z powodu ich niemal artystycznego wymiaru, ludzie zawsze posądzali o nie osoby, które potrafią nocą i przy pełni Księżyca przemieniać się w drapieżniki - zazwyczaj te najgroźniejsze, jakie występują w danym regionie.

Wiara w możliwość przemiany człowieka w zwierzę (shapeshifting) czy to w wersji feral czy antropomorficznej wzięła się zapewne stąd, iż wielu teriantropów przebierało się w futra zwierzęce tak aby zachowały one swoją naturalną formę. Później jak to zwykle bywa - ktoś zobaczył w nocy tak przebranego zwierzołaka i uznał go za jakąś mityczną bestię.

W Europie najczęściej widywano wilkołaki - z racji, że wilki wzbudzały w ludziach największy strach, w Afryce - np. hienołaki itp. Nie oznacza to oczywiście, że zwierzoludzie przeistaczają się wyłącznie w takie istoty. To, kim się "staną" zależy od tego, jaki kto posiada teriotyp. Kto jest borsukiem, ten będzie się starał przybrać formę borsuka kto posiada kin rosomaka, ten przybierze wygląd rosomaka. Należy również pamiętać, że mordercze skłonności nie zależą od tego, jakim kto jest drapieżnikiem, lecz od indywidualnych preferencji teriantropa.

Dlaczego zwierzołaki dopuszczały się morderstw?

Już wcześniej to wyjaśniałem. Teraz jedynie dopowiem, że - z pewnością nie w wyniku oddziaływania krwi samej w sobie. Główną przyczyną agresywnych zachowań teriantropów wobec innych ludzi, są paradoksalnie - sami ludzie, a ściślej mówiąc, ich patologiczny stosunek do zwierząt i przyrody.

To zaczęło się przed tysiącami lat, kiedy ludzkość ostatecznie pożegnała się ze wspólnotą zwierząt, w tym sensie, że ludzie zaczęli stawiać siebie ponad resztą istot żywych. od tego czasu zwierzęta stały się dla nich poddanymi, których można eksploatować na wszelkie sposoby. W ostatnich wiekach ludzka tyrania przybrała takie rozmiary, iż wydaje się, że przekroczyła już wszelkie granice.

Wielu teriantropów brało wobec tego odwet na swych ciemiężycielach w myśl zasady: "jak wy nam, tak my wam". Przy okazji "karę" ponosiły także zwierzęta uprzywilejowane, zwłaszcza psy - jako że są najbliżej ludzi i służą im np. w trakcie polowań.

Zwierzołaki to istoty niezwykle pamiętliwe i mściwe. Nic więc dziwnego, że upojone krwią kiedy ogarnia ich furia, dają upust swoim głęboko skrywanym urazom i instynktom.

Przestroga

Zanim przejdziemy do rozdziału następnego, wypada napisać kilka słów o zagrożeniach związanych z piciem krwi. Zwierzołaki mogą nie czytać niniejszego tekstu, natomiast zwykli ludzie oraz osoby, które nie wiedzą kim są, powinni wziąć na serio to, czego za chwilę się dowiedzą.

Pierwszą rzeczą na jaką chciałbym zwrócić uwagę jest fakt, że krew zmarłych zwierząt oddziałuje jedynie na teriantropów. Aby otrzymać jej dary, trzeba mieć w sobie ten "pierwiastek zwierzęcy" i przede wszystkim żyć według niego - czyli wypełniać m.in. to, o czym wcześniej pisałem w poprzednich rozdziałach. Natomiast osoby nie związane w żaden sposób z teriantropią, które z powodu ciekawości czy innych pobudek chciałyby uzyskać tą drogą nadprzyrodzone umiejętności - nie dość że obejdą się "smakiem" to jeszcze mogą postradać życie.

Pijąc krew zwierząt, zwłaszcza martwych, można nabawić się różnych groźnych chorób. Wśród nich chyba najgorsza jest wścieklizna. Kto się nią zarazi, ten z reguły idzie do piachu.

Za pośrednictwem tego artykułu nikogo nie nakłaniam do picia żadnej krwi, ani tym bardziej niczego nie obiecuje ludziom, którzy będą to robić. Jeżeli Czytelnik mimo ostrzeżeń zacznie z nią eksperymentować, to niech wie, że tylko na własną odpowiedzialność. Za ewentualne kalectwo lub śmierć kogokolwiek - Ja nie biorę odpowiedzialności.

Zarys praktyki

Na zakończenie opiszę niektóre wstępne kwestie dotyczące praktycznej strony picia krwi w warunkach środkowoeuropejskich. Dokonam tego w oparciu o własne doświadczenia. Nie będę jednak wymieniał wszystkich przypadków z którymi zetknąłem się na przestrzeni całego życia, bo wyjaśnianie tego zajęłoby zbyt wiele miejsca.

Krwi martwych zwierząt nie można pić gdy przyjdzie nam ochota, lecz tylko wówczas, gdy nadejdzie odpowiednia pora. Krew musi pochodzić od zwierząt zmarłych - nie zamordowanych. Oznacza to, że my nie możemy się do ich śmierci przyczynić w sposób cyniczny. Każdy kto jest uczciwy powinien o tym pamiętać.

Źródła krwi
Ja w większości pozyskuję krew od zwierząt, które zginęły potrącone przez samochody. Z racji, że często poruszam się po ruchliwych drogach, dlatego nader często je znajduję. Są to zdarzenia oczywiście niezależne ode mnie.

no image

Niemal zawsze jest tak, że trafiam na zabite zwierzęta kiedy wcale się tego nie spodziewam, np. jadąc gdzieś w innej sprawie. Bardzo rzadko natomiast zdarza się aby je znajdować podczas specjalnie w tym celu zorganizowanej wyprawy. Można w ciągu dnia przejechać ponad 100km i nie trafić na nic lub na rozłożone już szczątki, a bywa też, że ledwie wychylimy się za rogatki miasta i już coś leży.

Trzeba pamiętać, że niezależnie od tego czy zdecydujemy się pić krew takiego zwierzęcia czy też nie, absolutnie nie wolno pozostawiać zwłok na widoku. My (zwierzołaki) jesteśmy zobligowani aby wyprawić im chociażby prowizoryczny pochówek. - To w jaki sposób obchodzimy się z ich doczesnymi szczątkami, daje w dużej mierze świadectwo jakimi jesteśmy teriantropami i czy w ogóle nimi jesteśmy.

Innym źródłem krwi z którego korzystam kiedy tylko nadarzy się okazja, są zwierzęta odnalezione na polach i w lasach. W tym wypadku już samo ich poszukiwanie kosztuje wiele wysiłku i jest niebezpieczne. Każdy kto wyrusza na odludzie w nadziei znalezienia tam martwych zwierząt, powinien wiedzieć, co go może spotkać i co za tym idzie - dobrze się do tego przygotować, aby z każdej wyprawy zawsze wracać w całości do domu.

Krążąc po lasach i polach można się natknąć na zwierzęta do śmierci których przyczyniają się cztery główne czynniki. Opiszę je teraz pokrótce.

Pierwszym z nich jest śmierć w wyniku starości. W zasadzie nie powinno się go nazywać "czynnikiem" lecz naturalną koleją rzeczy. Zwierzęta zmarłe z tego powodu można znaleźć najczęściej w niedostępnych miejscach: bagnach, gęstych zaroślach czy norach. Dlaczego tam? Osobniki stare lecz nie chore przeczuwają swoją śmierć nader precyzyjnie. Mają też na tyle trzeźwy umysł by wybrać sobie miejsce, które zapewni im spokój w ostatnich chwilach życia. Odnalezienie zwierząt ukrytych w takich zakątkach jest skrajnie trudne, wymaga to bowiem ich częstego i dokładnego penetrowania.

Drugim rodzajem zgonów z jakimi możemy się spotkać o wiele częściej niż z powodu starości, jest działalność drapieżników zwierzęcych oraz ludzi.

Dla nas zwierzęta zabite przez inne zwierzęta, w kontekście źródła krwi są mało przydatne. Zazwyczaj jest tak, że ich ofiary znajdujemy, o ile w ogóle je znajdziemy - niemal doszczętnie zjedzone. Są to zwykle kości, czasem wnętrzności lub fragmenty skóry. Czy krew się na nich zachowa, to w dużej mierze zależy od klimatu i aktualnych warunków atmosferycznych. Pewne znaczenie ma także teren oraz czas jaki upłynął od śmierci do chwili odnalezienia zwłok.

Na przykład w zimie przy ujemnych temperaturach i pokrywie śnieżnej, krew w dobrym stanie tzn. nie rozłożoną - możemy znaleźć właśnie na śniegu . Jak długo utrzymują się niskie temperatury, tak i krew pozostaje dobrze zakonserwowana. Natomiast gdy warunki termiczne otoczenia pozostają dodatnie, zwłaszcza w lecie, to w przeciągu kilku dni po krwi nie pozostaje nawet ślad.

Na szczątki zwierząt zabitych przez drapieżniki można natknąć się wszędzie. Dość łatwo znaleźć je na polach lub innej otwartej przestrzeni dzięki ptakom, krukom i wronom które unoszą się nad miejscem ich zalegania.

Trochę inaczej te sprawy wyglądają kiedy znajdziemy zwierzęta uśmiercone przez ludzi. Polska to kraj z bogatymi tradycjami kłusowniczymi. Nie powinno nas zatem dziwić gdy podczas leśnej wędrówki natkniemy się na pułapkę w postaci wnyku (pętla z drutu przywiązana do drzewa lub słupka) z zaplątanym weń martwym zwierzęciem. Zwierzę pozostawione we wnyku, zwłaszcza kiedy jest już nadgniłe lub częściowo zjedzone przez drapieżniki, może oznaczać w pewnym sensie niebezpieczeństwo. Chodzi mianowicie o to, że kłusownik nie kontroluje sideł zbyt często lub po prostu o nich zapomniał - nagminne zaniedbanie, zwłaszcza wtedy gdy ustawił ich dużą ilość. Oczywiście wiąże się z tym prawdopodobieństwo, że skłusowana ofiara została namierzona przez służby leśne, które w tym miejscu przygotowały zasadzkę by przyłapać sprawcę na gorącym uczynku gdy ten przyjdzie po swą ofiarę.

Dla nas taka sytuacja jest bardzo groźna, dlatego przed podjęciem jakichkolwiek kroków przy naszym znalezisku, najpierw powinniśmy zadbać o własne bezpieczeństwo.

Tak więc zanim podejdziemy w to miejsce i zdejmiemy zwierzę z wnyku, należy upewnić się czy w pobliżu nie ma osób trzecich. W jaki sposób zrobić to skutecznie - o tym nie napiszę publicznie aby nie udzielać wskazówek potencjalnym kłusownikom. Należy tylko pamiętać, że jeżeli ma się choć cień wątpliwości co do "czystości powietrza" należy sobie odpuścić i jak najprędzej oddalić się stamtąd.

Oprócz ofiar kłusowników możemy się również natknąć na tzw. "postrzałki" czyli zwierzęta ranione przez legalnych myśliwych, które jednak zdołały uciec mimo odniesionych obrażeń. Ich cechą rozpoznawczą są oczywiście rany po kulach z broni palnej.

Kiedy znajdziemy takie zwierzę, to pierwszą rzeczą na jaką trzeba zwrócić uwagę, jest świeżość ich ran (jeżeli jest martwe). Gdy rana jest zaropiała, wręcz zgniła, to wiadomo że postrzał nastąpił dawno. W przypadku kiedy jest świeża - świadczy o tym jasnoczerwona krew nagromadzona wokół otworu po kuli. - Ta druga sytuacja może nam przysporzyć sporo kłopotów, bo niechybnie wskazuje na niedawne polowanie w tej okolicy.

To, jak się zachowamy w obliczu takiego zajścia, będzie uzależnione od wielu czynników. Generalnie jednak jeżeli zwierzę jest niewielkich rozmiarów np. kuna i uznamy, że nasza droga wycofania się jest bezpieczna, wówczas śmiało bierzemy je do plecaka czy za "pazuchę" i oddalamy się jak najszybciej.

W sytuacji gdy znajdziemy niedawno strzelonego dzika lub jelenia, to dobrze jest poobserwować teren przez dłuższy czas zanim się do niego dobierzemy. Nie chodzi bynajmniej o ryzyko że ranne zwierzę może być tylko z pozoru "martwe" i że nas zaatakuje gdy do niego podejdziemy. O wiele gorzej będzie, jeżeli zostaniemy przyłapani przez myśliwych w momencie gdy "zajmujemy" się ofiarą którą oni upolowali. Scenariusze takiego spotkania mogą być różne, ale trzeba zawsze liczyć się z tym, że będą nieprzyjemne dla nas. Osobiście odradzam podejmowanie z nimi walki kiedy nie jesteśmy na to nastawieni. To już nie te czasy, kiedy można było komuś spontanicznie "wygarbować skórę". Dziś do tych spraw trzeba podchodzić bardziej metodycznie.

Ostatnim rodzajem śmierci z którymi spotykamy się w terenie dzikim, są zwierzęta zmarłe z głodu i chorób.

Jeśli chodzi o głód, to jego ofiary giną zwykle w czasie mroźnych i śnieżnych zim, kiedy pokarmu jest zbyt mało aby wyrównać straty energii zużytej do jego pozyskiwania. Ich ciała można odnaleźć najczęściej dopiero po zejściu śniegów, a więc na wiosnę.

Typową oznaką śmierci głodowej są wystające żebra i zapadnięte boki.

Co zaś się tyczy zwierząt zmarłych z powodu chorób, to dla zwierzołaków szczególną wartość mają te, zarażone wścieklizną. Jak wcześniej pisałem - ich krew skutecznie demaskuje fałszywych teriantropów czyli zwykłych ludzi którzy usiłują przeniknąć do ich społeczności by im szkodzić. Oczywiście próbie "wściekłej krwi" nie poddaje się wszystkich po kolei, lecz tylko "niepewny element".

Szczegóły tego osobliwego rytuału niech pozostaną tajemnicą. Najważniejsze jest to, że jak ktoś jest uczciwy i czystego serca, ten nie ma się czego obawiać. Nawet gdy wypije taką krew to nic mu nie będzie...

Stan zwłok
Każdy kto posilał się "martwą" krwią, ten wie, że kwestia świeżości ciał z których się ją pozyskuje nie jest bez znaczenia.

Wiadomo, że od momentu śmierci, zwłaszcza istot "wyższego rzędu" w zwłokach zachodzą zmiany nazywane w fachowej literaturze przeobrażeniem pośmiertnym. Nie ma sensu szczegółowo opisywać całego procesu bo nam to jest niepotrzebne. Nas interesuje jedynie ten przedział czasu od chwili śmierci, w jakim krew z takich zwłok zachowuje swoją przydatność do spożycia. Nie chodzi tu bynajmniej o względy estetyczne ale raczej o łatwość pozyskania krwi.

Teoretycznie im świeższe tym lepsze. W praktyce jednak rzadko kiedy udaje się trafić na takie zwłoki. Najczęściej można znaleźć je w mniej lub bardziej posuniętym rozkładzie. Oczywiście najbardziej komfortową sytuacją jest, kiedy natkniemy się na zwierzę zmarłe "przed chwilą". Od nich to najłatwiej wytoczyć życiodajny płyn za pomocą metod które są tego godne - nie profanujące ciała.

Dla nas zwłoki są świeże do czasu, kiedy krew w nich zaczyna przybierać konsystencję sztywnej galaretki. Zmiana stanu skupienia krwi z płynnego na półstały związana jest ze ścinaniem fibryny. Proces krzepnięcia i rozkładu zależy od kilku zmiennych. Najważniejsze z nich to temperatura i wilgotność - mają one decydujące znaczenie co do czasu, który nam pozostał na zebranie krwi i jej spożycie.

W polskim klimacie w miesiącach jesienno-zimowych kiedy średnia temperatura powietrza nie przekracza zbytnio 5 stopni, krew zachowuje swoje właściwości nawet przez wiele tygodni (pod warunkiem że jest w żyłach). Oczywiście nawet w takich warunkach już po kilkunastu dniach zaczyna pojawiać się trupi odór świadczący o rozkładzie gnilnym - dla nas na tym etapie nie jest on jeszcze szkodliwy. Nie zmienia to jednak faktu, że dla niektórych może on być barierą nie do pokonania.

W miesiącach wiosenno-letnich przy temperaturze od 15 stopni wzwyż rozkład zachodzi o wiele szybciej. Teoretycznie w tych warunkach po 48h od zgonu krew można jeszcze śmiało pozyskiwać. w praktyce jednak, ta kwestia nie jest już tak prosta w realizacji. Szczególnie w porze letniej procesy gnilne często zachodzą tak gwałtownie, że już po kilkunastu godzinach fetor staje zbyt silny i nie ma mowy już o żadnym pobieraniu krwi ani tym bardziej jej piciu.

Kto zajmuje się zwłokami, ten zawsze musi liczyć się z trupim robactwem. Są to najczęściej larwy muchówek, które potrafią zasiedlić ciało już po dobie od śmierci. W związku z tym, jeżeli znajdziemy zwierzę świeżo zabite lub zmarłe, to w okresie występowania owadów, zawsze należy je w jakiś sposób przed nimi zabezpieczyć. Robimy tak, kiedy w chwili znalezienia ciała nie mamy zamiaru od razu pić z niego krwi, lecz trochę później. Nie zawsze bowiem otoczenie jest sprzyjające aby odprawić tak ważny rytuał.

Jądro ciemności

Po dłuższym namyśle uznałem, że pewne kwestie które decydują o powodzeniu rytualnego picia krwi nie powinny być ujawnione publicznie. Należą do nich m.in.


- metody pozyskiwania krwi ze zwłok zwierząt
- sposoby przechowywania krwi
(tylko wtedy, gdy nie można jej wypić od razu)
- szczegóły dotyczące części sakralnej rytuału

Ukrywam je przede wszystkim w obawie przed profanacją. Wiem, że w dobie internetu namnożyły się tabuny samozwańczych "szamanów" i "magów". Wielu z nich to zwykli oszuści którzy kradną dziedzictwo duchowe wielu kultur, często nawet ich nie rozumiejąc. Adoptują je później do własnych celów by popisywać się lub wykorzystując je jako narzędzie do wyciągania pieniędzy od naiwnych ludzi obiecując im "cuda na kiju".

Z drugiej strony - ja nie mam upoważnienia by zdradzać tajemnice, które są de facto własnością wszystkich teriantropów.

Jeśli chodzi o tych zwierzołaków, którzy piją krew, to oni nie potrzebują żadnych instrukcji ani szkoleń. Wewnętrzne "natchnienie" podpowiada im co mają robić, aby osiągnąć zamierzony cel. Jedynym czego mogą nie znać, są różnice co do kwestii szczegółowych rytuałów, jakie wypracowali ich bracia w innych częściach świata. - O tym jednak zawsze mogą pomiędzy sobą rozmawiać, lecz tylko przy ognisku na leśnej polanie.

Beria,
2 grudnia 2012