Nie ma człowieka, który nie zastanawiałby się nad tym, co będzie po jego śmierci. Każdy jest świadomy najbardziej podstawowego faktu związanego z życiem - prędzej czy później ono się skończy. Ten nieuchronny los napawa przerażeniem. Oczywiście za młodu mało kto poważnie rozprawia, że kiedyś jego ciało umrze i ulegnie rozkładowi. Młodzi są przekonani, że do śmierci mają daleko, zbyt daleko, aby zaprzątać sobie nią głowę. Dopiero ludzie w wieku średnim i podeszłym podchodzą do tej sprawy o wiele poważniej, lecz nie bez obawy. Wielu powie, że śmierć ciała to jest ostateczny koniec i dalej nic nie ma. - Skoro nic nie ma, to czego się bać? Jednak nawet zatwardziali ateiści czy też agnostycy czują co najmniej niepokój przed tym momentem. Prawda jest taka, że każdy lęka się śmierci. Tylko ci, którzy znajdują się w ekstremalnym położeniu, np. ciężko chorzy na bolesne choroby, mają już dosyć wszystkiego i wyczekują śmierci jak wybawienia.
Lęk przed śmiercią
Z czego zatem wynika pierwotny lęk przed śmiercią? Czy jest on spowodowany samym procesem umierania i związanymi z tym nieprzyjemnymi doznaniami organizmu, np. cierpieniem? Na pewno w dużej mierze ludzie obawiają się bólu na samym końcu. Sam, mimo iż przez większość życia czynię przygotowania do śmierci, nie wyzbyłem się do końca lęku przed cierpieniem. Moim zdaniem tego aspektu nie da się wyrugować, ale można oswoić, choć to wymaga lat pracy nad sobą.
Inną, ale nie mniej ważną obawą jest śmierć w samotności. Czytając wypowiedzi ludzi można sobie wyrobić zdanie, że i w tym przypadku zdecydowana większość chciałaby mieć kogoś przy sobie na ten moment. To jest zrozumiałe i nigdy nie byłem zdziwiony takim pragnieniem. Ci, którzy chcieliby umierać samotnie są w mniejszości. Jeśli chodzi o mnie, to z racji iż większość życia spędziłem w pojedynkę, nie mam ciśnienia na widzów przy marach. Jednak nie wypędzę tych, którzy z własnej woli chcieliby dotrzymać mi towarzystwa w ostatniej drodze - pod jednym warunkiem. To muszą być osoby, które lubię. Zawsze stawiałem jakość nad ilość, dlatego nie zgodzę się na byle kogo; ludzi z fałszywym współczuciem, czy po prostu takich, którymi gardzę.
Na deser zostawiłem do omówienia to, czego ludzie boją się w śmierci najbardziej. Jest nią niepewność co do rzeczywistości, jaka jest po tamtej stronie i czy w ogóle ona istnieje. Tak jak wcześniej pisałem, niemal każdy boi się tej niewiadomej. Wyjątkiem są ludzie, którzy z różnych przyczyn nie kontaktują otoczeniem, oraz osoby głęboko religijne. Święci katoliccy, a zwłaszcza mistycy w ogóle nie bali się śmierci. Mieli oni ugruntowane przekonanie, że dzięki wypełnianiu woli Boga trafią do raju, gdzie panuje wieczna szczęśliwość.
Lęk przed śmiercią ma swoje głębsze przyczyny. - Bardzo wielu ludziom brakuje dobrego zrozumienia podstawowych prawd: po co w ogóle się urodzili i czemu ma służyć ziemskie życie. - Tu jednak nie ma nic skomplikowanego. Doczesne życie stanowi próbę charakteru. Człowiek mając wolną wolę sam wybiera między dobrym a złym. Jeśli w życiu - mimo cierpienia - dominuje szlachetne postępowanie, to taka osoba ma pewność, że ostatecznie złączy się z Bogiem, który jest przyczyną jej istnienia. Jeśli natomiast skłoni się ku demonicznym wpływom, wówczas tylko cud może w ostatniej chwili ocalić ją przed potępieniem. Zatem człowiek sam decyduje, gdzie chce iść. Po to jest życie na ziemi - aby zostać stworzonym do istnienia i dokonać ostatecznego wyboru.
Każdy człowiek niezależnie od religii i kultury ma od urodzenia intuicyjne poznanie, co jest dobre, a co złe. Dopiero z czasem ten system może ulec zaburzeniu i wtedy mimo szczerych chęci rozeznanie prawdy od fałszu jest utrudnione. O wiele gorsza jest sytuacja, kiedy ktoś czyni źle z pełną tego świadomością. Nie będę teraz wnikał w szczegóły co jest przyczyną wkroczenia na złą drogę. Można tak przejść całe życie i prawie nie czuć ciężaru win. Problemy zaczynają się pod koniec egzystencji, już na łożu śmierci. Wtedy całe zło, które popełniło się za życia wraca w postaci upiornych wyrzutów sumienia. To z kolei budzi wielki strach przed śmiercią. Przyczyną tej atmosfery są demony, które już wyraźnie manifestują swoją obecność przed umierającym - dając mu do zrozumienia, że należy do mocy piekła.
Zupełnie inaczej jest z tymi, którzy postępowali szlachetnie. Ludzie prawdziwie sprawiedliwi, czyli wolni od obłudy przechodzą w zaświaty spokojnie. Demony nie mają do nich przystępu w tym sensie, że nie upominają się o nich jako o własność. (Człowiek ulegający wpływom złych duchów zaciąga u nich dług, za który płaci swoją duszą.) Sprawiedliwi należą do Boga, który sam po nich wychodzi na ostatniej prostej. Ludzie z czystą duszą chętnie idą w kierunku boskiego światła, bo ta moc ich nie spala jak tych skażonych grzechem. Demony boją się ludzi w łasce uświęcającej, dlatego nie atakują ich z wściekłością pod koniec życia. Wiadomym jest, iż idealnie sprawiedliwi nie istnieją. Człowiek jest słaby, ale potknięcia które nie wynikają z zuchwałości mają daleko mniejszy ciężar - zbyt mały, aby pociągnąć taką duszę do piekła.
Świątynia prawdy
Po drugiej stronie nie ma miejsca na kłamstwo i układy. Tam każdy idzie sam i każdy zobaczy siebie takiego, jakim jest w rzeczywistości. Potem biorą go w prawo, albo w lewo. Ci, którzy zasłużyli na lewo nie mogą się już niczym wykupić by pójść w prawo. Jest jeszcze co prawda forma pośrednia "czyściec", ale tam trafiają na pewien czas dusze, które za sprawą wyjątkowej łaski Boga wyraziły skruchę w ostatnim tchnieniu życia. Oni po oczyszczeniu w zaświatach ostatecznie pójdą w prawo.
Stan, w którym człowiek umiera pozostaje już na zawsze. Kto zapracował sobie na otchłań, ten już stamtąd nigdy nie wyjdzie - to jest najbardziej przerażające, że męki zadawane przez złe duchy będą trwały wiecznie. Potępieni nie mają nic do gadania. Nic nie posiadają. Jedynie widzą demony, siebie nawzajem i... cierpią. Złe duchy nie pozwolą, aby człowiek, z natury stojący niżej od nich, mógł w piekle o czymkolwiek decydować. Bo czy Ty, czytelniku, pozwoliłbyś chłystkowi, aby ci podskakiwał? Ja napewno nie. Zatem demony, które nienawidzą wszystkiego i wszystkich nie pozwolą potępieńcom na jakąkolwiek swobodę w królestwie ciemności.
Jak uniknąć powyższego losu? Przepis jest prosty - być pokornym, bo pokora jest matką cnót. Pycha zaś stanowi korzeń wszelkiego plugastwa, którego człowiek się dopuszcza. Łatwo powiedzieć "być pokornym", o wiele trudniej wcielić to w życie. Już kiedy ktoś sam o sobie mówi, że jest pokorny, to kłamie. Człowiek pokorny nigdy nie będzie wychwalał swoich zalet... W ogóle pokora to temat tak obszerny, że trzeba by poświęcić mu osobny wpis.
Kto nie ulega wpływowi demonów i nie żyje pod ich dyktando, ten po śmierci trafi tam, gdzie panuje idealna sprawiedliwość i gdzie nikt nie będzie chciał więcej, niż dostanie. W tamtej rzeczywistości istnieją tylko byty wolne od zepsucia. Tam nie ma podziałów i zazdrości, aczkolwiek są różne stopnie w zależności od zasług jakie ktoś sobie wypracował w ziemskim życiu. Jeśli ktoś zastanawia się, jak zostaną rozwiązane podziały międzyludzkie, to rachunek jest prosty - zwycięży ten, po stronie którego jest prawda, a nie ten, któremu tylko się wydaje, że ma rację. - Ci drudzy poznają swój błąd i wszystko wróci na swoje miejsce. Zatem niektórzy nieźle się zdziwią. Szczegółów co przyszłego życia nikt nie zna. Być może nie będzie tam nikogo, kto by dostał to samo, dlatego żaden z wizjonerów, któremu dane było zobaczyć zaświaty, nigdy nie podał detali jak one wyglądają.
Powyższe prawidła co do ostatecznego miejsca pobytu dotyczą tylko ludzi, bo jedynie oni mają wolną wolę i co za tym idzie - mogą dokonywać wyboru między dobrym a złym. Ludzie zatem, w odróżnieniu od zwierząt, są w niebezpieczeństwie wiecznej zatraty.
A co będzie ze zwierzołakami, które nie należą ani do ludzi ani do zwierząt, tylko są czymś pomiędzy? Mamy rozum i wolną wolę, czyli wszystko wskazuje, że podpadamy pod te same prawa co ludzie. Roztropnym więc jest, aby się pilnować i zarazem uszlachetniać w cnotach: prawdzie, miłości, bezinteresowności, współczuciu, miłosierdziu - czyli w wartościach ponadczasowych.
Beria, 07-XI-2022