Wścieklizna we krwi

Picie krwi martwych zwierząt stanowi jeden z wyrazów nadzwyczajnej przynależności teriantropów do nich. Kto mimo ryzyka zapadnięcia na śmiertelną chorobę decyduje się na ten krok, ten udowadnia, że jest w stanie poświęcić życie dla tych, których kocha. Szaleńcza bezinteresowność zasługuje oczywiście na nagrodę. Jakiego rodzaju dary może otrzymać zwierzołak odznaczający się takim poświęceniem wobec zwierząt, przeczytacie w dwóch tekstach o krwi dostępnych w bibliotece, w dziale "Cmentarzysko". Tam znajdziecie również głębszą filozofię trupiej krwi. Radzę przeczytać je dokładnie zanim podejmiecie decyzję o jej piciu. To jest bardzo ważna sprawa. Nie wolno decydować się na coś takiego zbyt pochopnie. W moim przypadku badania nad samym sobą co do tego zajęły mi ponad dekadę. Jednakże pragnę podkreślić, iż moja pierwsza próba spożywania krwi dzikiej zwierzyny (wtedy sarny), miała miejsce w 2003 roku i była spontaniczna. Praktykę w pełni świadomości tego co robię, zacząłem dopiero wiele lat później. Dziś zdaję sobie sprawę z lekkomyślności tamtego pierwszego razu, ale po prostu nie mogłem się jej oprzeć. Ty, jeśli wszystko jest jeszcze przed Tobą, nie popełnij mojego błędu i dobrze zastanów się jakie drzwi otwierasz.

no image

Nie ma obowiązku spożywania krwi z każdego zwierzęcia, jakie znajdziemy. Tym bardziej należy tego zaniechać, gdy po oględzinach stwierdzimy oznaki chorób. Ale gdy nic nie wskazuje na niebezpieczeństwo, wówczas warto jeszcze wsłuchać się w swój wewnętrzny głos, czy rzeczywiście wolno od takiego osobnika krew pozyskać.

Kto decyduje się na tego rodzaju praktyki, ten musi zdawać sobie sprawę, że może ich nie przeżyć. Na taką ewentualność trzeba być zawczasu przygotowanym prowadząc głębokie życie duchowe. Ze wścieklizną nie ma żartów. Pewnie niektórzy pomyślą sobie, iż można się przecież zabezpieczyć poprzez szczepienia - teoretycznie tak. Jednak wtedy można zapomnieć o darach, które wynikają z zaufania do mistycznego obcowania z duchowym światem zwierząt. Asekuracyjnym podejściem nie da się go oszukać. Coś takiego zresztą jest zniewagą i stawia pod znakiem zapytania prawdziwość teriantropii u takiego zuchwalca. Bądźmy więc uczciwi. Naprawdę nie warto uciekać się do kombinatorstwa. Kto całym sobą nie jest gotowy na znaczne prawdopodobieństwo śmierci, ten niech trzyma się z dala od trupiej krwi. Istnieją bowiem inne, mniej ryzykowne sposoby na udowodnienie swojego zwierzołactwa. Kiedyś opowiem o nich dokładniej.

Teraz tak... załóżmy, że ktoś dokładnie wie na co się porywa, i że nic nie sprawi, iż zmieni swoją decyzję. W porządku. Jednak mimo zdecydowania nie jest zbyt roztropnym, aby beztrosko pić pierwszą lepszą krew. Wyjątek mogą zrobić ci, którzy celowo szukają śmierci - tacy prędzej czy później ją znajdą.

Jeśli chodzi o mnie, to umierać na rozkaz nie mam zamiaru, a tylko godzę się na taką ewentualność jako skutek uboczny. Ryzyko jest poważne, dlatego wcześniej podejmuję pewne kroki, aby je choć trochę zmniejszyć.

Pierwsze na co zwracam uwagę, to miejsce znalezienia zwłok. Jeśli leżą w pobliżu jezdni i wszystko wskazuje na kolizję z samochodem jako na przyczynę śmierci zwierzęcia, wówczas krew z nich raczej nadaje się do picia. - Nie należy jednak traktować tych okoliczności jako bezwzględnego pewnika, o czym za chwilę powiem.

no image

Zwierzęta zabite przez pojazdy są w miarę bezpieczne. Co innego jeśli znajdziemy je w głębi lasu lub w szczerym polu - tu szczególnie trzeba uważać na takie, które nie mają zewnętrznych fizycznych uszkodzeń o charakterze letalnym.

Trochę inaczej sprawy się mają kiedy na martwe ciało trafimy gdzieś w środku lasu, lub gdziekolwiek indziej, tylko nie przy drodze. Jeśli na dodatek brak na nich widocznych oznak gwałtownej śmierci, np. od postrzału albo działalności drapieżników, no to ryzyko choroby jest duże. Tu naprawdę niewiele potrzeba, aby zarazić się czymś poprzez picie krwi z takich zwłok. Przy okazji koniecznie trzeba wiedzieć, iż tak samo niebezpieczne są trupy, które wyglądają jakby przed chwilą zasnęły. Pozornie niewinny ich wygląd, może być pułapką. Nie zawsze bowiem zwierzę zmarłe na wściekliznę charakteryzuje się widocznymi oznakami choroby: zaropiałymi oczami, brudnym skołtunionym włosem, wychudzeniem, zastgnięciem w konwulsjach itp. Dlatego jeśli ma się choćby przeczucie, że coś jest nie tak, lepiej po prostu z nich zrezygnować. Na chwilę obecną w ogóle nie piję krwi tego pochodzenia.

Najbezpieczniejszym źródłem krwi dla teriantropa są zwierzęta potrącone. W ich przypadku trzeba mieć naprawdę pecha, aby trafić na rzeczoną zarazę. Jednak na 100% nie da się jej wykluczyć. Co prawda można je dokładnie oglądać w poszukiwaniu jakichś anomalii, jednak i to bywa zawodne. Ostatnim bezpiecznikiem jest nasza intuicja. Jeśli coś mi w zwłokach nie pasuje, to wtedy po prostu rezygnuję z krwi. Mam zasadę, aby nic nie robić na siłę, bo inaczej taka postawa może się zemścić.

Będziesz miał ekstra wyostrzone zmysły, to prawda. Jednak coś za coś... Wtedy już do Nich należysz - czy rozumiesz co to oznacza? Wezmą sobie Ciebie, kiedy tylko zechcą. Raz się uda, drugi i trzeci też... ale za którymś z kolei można się naciąć... Kiedy wystąpią pierwsze objawy, wówczas już jest za późno na jakiekolwiek środki zaradcze. Poza tym to wstyd prosić o łaskę, kiedy ktoś dobrze wie, czym ryzykuje. Chyba tylko jakaś ludzka miernota mogłaby się na to zdobyć - niczym beztroscy turyści górscy, którzy ładują się w kłopoty mimo złej aury, a potem dzwonią po pomoc. - Dla mnie wstyd z tego tytułu byłby nie do zniesienia, dlatego wolę śmierć, niż prosić o litość.

no image

Tętnice szyjne to najwygodniejsze miejsca pobierania krwi. Łatwo je odszukać przy okazji skórowania. Jednak w martwym ciele krew nie krąży, zatem nawet otwarcie naczyń krwionośnych nie spowoduje jej samoistnego upływu. Aby wymusić krążenie, trzeba uciskać klatkę piersiową w okolicy serca. Najlepiej jeszcze odwrócić zwłoki głową w dół, co wzmocni efekt. Tętnicę należy przeciąć wzdłuż na odcinku kilku milimetrów, dzięki temu nie zasklepi się, tak jak by to miało miejsce w przypadku przecięcia jej w poprzek. Krew można zlizywać wprost ze zwłok, albo wciągać do strzykawki.

Na zakończenie muszę powtórzyć to po raz kolejny - nikogo nie zachęcam do ryzykownych działań. Jeśli po lekturze tego, jak i pozostałych tekstów nadal masz jakieś wątpliwości, to pytaj, a ja postaram się udzielić rady. Nie chcę, aby ktoś mnie przeklinał, bo obiecałem "gruszki na wierzbie", a potem zdziwienie, że znalazł śmierć. Zatem niczego nie rób pochopnie. Na wszystko zwracaj uwagę, bo nawet drobne szczegóły są ważne. Staraj się przewidywać wszelkie możliwe konsekwencje swojego postępowania... I nie przyzwyczajaj się do niczego, czego w razie wpadki nie będziesz mógł bez żalu zostawić w jednej chwili.

Beria, 15-III-2022