Zwierzęta powypadkowe u schyłku wiosny

W ostatnich latach drogowcy wzięli się za poprawianie szos wylotowych z Kozienic. Odbudowali nawierzchnie arterii w kierunku na Warszawę, Radom i Warkę. Zanim się to stało, stan tych tras przedstawiał wiele do życzenia: Były one wąskie, z koleinami, wykruszonymi krawędziami i dziurami. Jazda po "Warszawskiej", zwłaszcza w przypadku rowerzysty przypominała huśtawkę na granicy życia i śmierci. Często bywało tak, że mając samochód za plecami, zwłaszcza tira, musiałem skręcać na pobocze co wytrącało z rytmu jazdy. Kolarze wiedzą o czym piszę. Teraz sytuacja jest inna. Drogi są szerokie i równe. Jeździ się wygodnie.

no image

Dla ludzi może jest bezpieczniej, ale nie dla zwierząt. Łatwo odgadnąć w czym rzecz. Kierowcy widząc szeroką i prostą nawierzchnię są skłonni do rozwijania nadmiernych prędkości - często ponad 120km/h. Oczywiście w pewnych warunkach można jechać tak szybko - kiedy ma się pewność, że nic nie wtargnie na asfalt. W przypadku dróg przecinających tereny leśne takiej gwarancji nie ma, a to właśnie tam najczęściej dochodzi do kolizji ze zwierzętami. Niejednokrotnie byłem świadkiem jak w środku nocy i nad ranem kiedy ruch jest minimalny pojedyncze samochody gnają bez umiaru przez las. Wystarczy prosty odcinek drogi i już dodają gazu.

no image

Co prawda przy trasach szczególnie narażonych na wtargnięcie dzikiej zwierzyny stoją znaki ostrzegawcze, jednak nie wszyscy kierowcy biorą je pod uwagę. Później, jak dojdzie do wypadku, jest wielki krzyk i raban bo zwierzę nagle wyskoczyło pod koła. W mediach pojawiają się wówczas głosy, że to zwierzę jest "winne". Jednak wina niemal zawsze leży po stronie człowieka - bo nie zachował dostatecznych środków ostrożności.

no image
no image
no image
no image
no image
no image
no image

Beria,
03-VI-2019