Wydaje się, że kult zmarłych to jeden z najwcześniejszych przejawów religijnego życia człowieka. Już znaleziska archeologiczne z czasów prehistorycznych, które noszą ślady ludzkich wytworów kulturowych pochodzą właśnie z odkrytych grobów. Dzięki temu wiemy, że już ówcześni pra-ludzie kultywowali mniej lub bardziej rozwinięte obrzędy pogrzebowe. Były one czymś więcej, niż tylko zwykłym zakopaniem ciała. Wraz ze zmarłym do mogiły składano przedmioty codziennego użytku: broń, naczynia, ozdoby - i nie robiono tego bez powodu. Przed tysiącami lat wykonanie tych rzeczy było trudne i pracochłonne, w związku z tym nikt nie mógł sobie pozwolić na pochopną, bezpowrotną ich utratę. Skoro zatem zmarły był grzebany razem z nimi, to nie ulega wątpliwości, że ówcześni ludzie głęboko wierzyli w życie pozagrobowe. Byli przekonani, iż duch tej osoby będzie korzystał z "grobowego" wyposażenia w zaświatach. Takie praktyki rozpowszechnione na wszystkich zamieszkałych kontynentach, niezbicie wskazują na wielki szacunek z jakim odnoszono się wobec zmarłych. Napisałem, że "odnoszono się", ponieważ od początku XX w. wraz z postępem laicyzacji społeczności, pogrzeb nieraz sprowadza się do jak najszybszego "pozbycia się" ciała i powrocie rodziny do codziennych spraw. Nie ma już czuwania przy zmarłym, tylko dzwoni się po grabarzy by zaraz odwieźli zwłoki do kostnicy...
Zwykli ludzie, jeśli dbają o zmarłych, to zwykle tylko o tych z własnego gatunku. Jedynie czasem bywa, że urządzą pochówek swoim zwierzętom domowym. Poza tym nie przejawiają podobnymi sprawami większego zainteresowania. Jak żyję na tym świecie ponad trzydzieści lat, tak jeszcze nie widziałem, aby jakiś człowiek przejmował się zwłokami zwierząt innych niż tych własnych domowych, a o dzikich to już nawet nie ma mowy. Oni traktują je jako odpad - jest to coś, czego nie jestem w stanie normalnie wypowiedzieć bez wzbudzenia w sobie gniewu. Przecież bardzo wielu ludzi deklaruje miłość do zwierząt, ale cóż znaczą te słowa? W kontekście dzisiejszej rozprawy, czy ktoś może kochać zwierzęta kiedy ich zwłoki wywala ze śmieciami? "Miłość" w ich ustach to próżny frazes. A przecież żeby oddać im minimum szacunku wystarczy je zakopać na polu czy w lesie. Od nikogo nie wymagam wyprawiania ceremoniałów pogrzebowych, jakie sam czasem praktykuję, bo coś takiego może być ponad siły dla większości "normalsów". A przepisy? Durnymi paragrafami wymyślonymi przez parszywych polityków nie warto się przejmować. W tym konkretnym przypadku mi to obojętne, jakie represje mogą mnie dotknąć. Umiem się poświęcić, a Ty?
To nie są szczątki lisa z poprzedniego zdjęcia. Znalazłem je w głębi Puszczy. Szkielet był kompletny, co może oznaczać, iż śmierć nastąpiła latem. Wtedy zwłoki szybko ulegają rozkładowi, zatem trupożerne zwierzęta nie znalazły ich w jadalnym stanie i nie rozwlekły po okolicy
Najczęściej zajmuję się chowaniem ofiar kolizji drogowych. Bywa, że jest to trudna i niebezpieczna praca. W tym wszystkim najgorszy jest chyba stan zwłok na jaki niejednokrotnie można trafić, zwłaszcza latem. Jeśli się da, to pozyskuję z nich skóry kości i mięso, resztę grzebię. Byłoby idealnie gdyby ich szczątki dało się znosić w jedno miejsce w głębi lasu. Mieć takie zwierzęce cmentarzysko, na które mógłbym przyjść wieczorem i spędzić tam noc. Ale transport zwłok na wpół rozłożonych nie wchodzi w grę - to nie na moje siły. Kolejnym problemem jest odszukanie kości, kiedy tkanki już znikną; wtedy często są już porozciągane przez drapieżniki i nie ma po nich śladu. Z resztą... nie muszę daleko chodzić. Cmentarzysko mam na wyciągnięcie ręki - obok mnie leży pełno skór i czaszek - śpię z nimi na co dzień. Mój dom jest tak naładowany atmosferą śmierci, że chyba już bardziej nie można. To grób, ale dobrze mi w nim.
Żadnych włosów, kości dokładnie oczyszczone z wszelkich ścięgien, pokryte zielonymi glonami i częściowo przysypane igliwiem. - Leżały tam co najmniej od roku. Zastanawiałem się, co go uśmierciło. Cokolwiek to było i tak miał łaskawy los - skończył życie w lesie i tam pozostał
Kilka dni temu, podczas leśnego rekonesansu trafiłem na niecodzienne znalezisko. W głębi Puszczy, nieopodal bagnistej niecki leżał kompletny szkielet lisa. Rzadko zdarza się, aby szczątki zwierząt przez długi czas trwały nienaruszone w jednym miejscu. Najczęściej można znaleźć tylko czaszki albo pojedyncze większe kości. Tym razem było inaczej... Czy to tylko przypadek, że wtedy zaniosło mnie akurat w tamtą okolicę? Zebrałem je dokładnie i umieściłem w małym dołku pod jedną z sosen. Siedziałem przy nim kilka minut, ale nie odmawiałem modlitw. Zwierzęta nie grzeszą, zatem nie ma potrzeby dokonywać zadośćuczynienia za nie. - Szczęściarz, będzie miał tu spokój - pomyślałem sobie. Też bym tak chciał skończyć, ale kto o to zadba?
Dziś Pełnia. Mam zamiar pójść nocą w "tamto" miejsce. Po drodze wstąpię na cmentarz miejski odwiedzić grób siostry i dziadków, bo jutro z wiadomych przyczyn nie będzie to możliwe. Z niepokojem spoglądam w niebo po którym snują się gęste chmury...
Beria, 31 października 2020
Znaleźć potrącone zwierzę w idealnym stanie, to prawdziwe szczęście. Niejednokrotnie trafiam takie, które już zostało opanowane przez robaki, albo totalnie zniszczone pod kołami pojazdów. Mimo to żadnego nie zostawiam na widoku.