Już na samym początku, tj. od kiedy zacząłem przebierać się za zwierzę czułem potrzebę udoskonalania mojej drugiej skóry - bo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ciągle czegoś brakowało. Mimo, iż chęci wzrastały z każdym dniem, to droga do celu nie była prosta. Ponieważ tak jak "Nie od razu Rzym zbudowano", tak i ja długo musiałem czekać, aż zdobędę potrzebne materiały do wykonania zaawansowanej zwierzołaczej powłoki. Ponadto wtedy istniał jeszcze problem tego rodzaju, że do końca nie wiedziałem jaką ostatecznie strój miałby posiadać formę, dlatego wiele lat trwało, zanim doszedłem do tego, co mam teraz. Początki były skromne. Pierwszym rekwizytem jaki udało mi się zdobyć, to lisia kita. Następnie gdy zacząłem zbierać skóry potrąconych zwierząt, kolekcja zaczęła rosnąć. Futra, czaszki, poroża, kły, pazury, kości - to wszystko już mam i sukcesywnie wykorzystuję do sporządzania fantastycznych ubiorów.
Mimo całkiem rozbudowanego zestawu nadal istniało poczucie, że czegoś mi brak. Czapa z sarnimi parostkami, futrzana peleryna/kamizelka, nogawki, owijki na przedramiona, kita i jeszcze parę innych drobiazgów już naszykowałem. Nie było tylko jednego - pazurów, które stanowią jeden z atrybutów zwierząt z rodzaju carnivora. Zastanawiałem się, jakby rozwiązać ten problem. Ponieważ ludzka dłoń jest duża, zaś łapy pospolitych drapieżników znacznie mniejsze, dlatego użycie ich pazurów nie ma sensu. Jedynie szpony niedźwiedzia albo wielkich kotów nadawałyby się do wykonania adaptacji na ludzką dłoń. O zdobyciu czegoś podobnego nawet nie ma co marzyć. Dla mnie jedyną realną drogą było wykonanie ich imitacji ze stali. W zasadzie z tego rozwiązania wynikają same plusy - stal jest przede wszystkim trwała, można ją dowolnie kształtować i dobrze naostrzyć. Jedynym minusem, przynajmniej dla mnie, jest jej znaczny ciężar oraz podatność na korozję (uporałem się z nią poprzez oksydowanie.)
Trasowanie symetrii krawędzi ostrza - widok z dołu
Czy zwierzołak z kinem drapieżnika w ogóle potrzebuje, aby w szczególny sposób podkreślić swoją przynależność do tego rodzaju? Moim zdaniem to zależy od osobistych preferencji. Teriantropia jest przede wszystkim stanem ducha i to wewnątrz człowieka toczy się główny nurt jej osobliwego fenomenu - i który może się manifestować w różnych wymiarach. Jeśli ktoś czuje, aby uzewnętrznić swoje prawdziwe oblicze, w tym przypadku - co do formy fizycznej, wówczas będzie dążył do jego realizacji poprzez ubiór. W tym miejscu pozwolę sobie na małe odejście od wątku przewodniego w celu przypomnienia pewnej kwestii. Otóż teriantropię można wyrażać poprzez dwa sposoby: pierwszym z nich są uczynki. Drugim zaś będzie przebieranie się za zwierzę. (Owszem, można jeszcze słownie powiedzieć, iż się czuje kimś takim, ale to bywa złudne;). Najważniejszą sprawą jest, aby między tymi dwoma przejawami zachowana była równowaga - o ile występują razem. Bo jeśli osoba skupia się tylko na przebieraniu, no to nie mamy tu do czynienia z teriantropią, tylko z przejawem typowym dla kultury Furry.
Odręczny szlif wstępny wykonany za pomocą kątówki
Tak więc wracając do tematu, chcąc uzewnętrznić swoją drapieżną zwierzęcość na sposób fizyczny, trzeba naszykować właściwe ku temu rekwizyty. Wielu uważa, że pierwszorzędnym symbolem jest typowe dla tych zwierząt uzębienie - kły, siekacze i łamacze. Zgoda, jednak trudno przenieść je na ludzkie realia. Znam ekstremalne przypadki kiedy to fanatycy zwierzęcego wyglądu kazali sobie wprawić kły i w ogóle dokonali znacznych modyfikacji ciała na drodze chirurgicznej, także w rezultacie nie przypominali ani ludzi ani zwierząt. Stali się dziwadłami. Swoim demonicznym wyglądem odstraszali wszystkich dookoła. Daleko posunięta ingerencja w ciało, niejednokrotnie prowadząca do kalectwa, jest już chorą fascynacją, która z teriantropią nie ma nic wspólnego. Co prawda jeśli chodzi o drapieżne uzębienie, to istnieje alternatywa dla trwałych rozwiązań - sztuczne szczęki. Kto ma talent, ten może spróbować wykonać ją samodzielnie wykorzystując profesjonalne materiały używane w protetyce dentystycznej, albo zlecić robotę specjaliście. Moim zdaniem jest to gra nie warta świeczki, bowiem całkowity koszt wykonania przewyższa ewentualne korzyści wynikające z posiadania "specyficznego" uzębienia. Niestety taki rekwizyt tylko dobrze wygląda, ale nic poza tym. Do gryzienia, typowego dla człowieka żucia, nie nadaje się. Ponadto przy mocniejszym nacisku może ulec pęknięciu. Wreszcie zwolennikom mającym pomysły w wykorzystaniu takich zębów do walki, powiem to - człowiek nie jest w stanie na tyle szeroko otworzyć ust, aby długimi kłami złapać kogoś np. za gardło, niestety;)
Nadawanie ostatecznego kształtu za pomocą pilnika. Pazury zostaną jeszcze wygładzone papierem ściernym na obracającym się wałku.
W związku z powyższym nawet nie próbowałem podchodzić do uzdatniania swojego uzębienia, a skupiłem się na wykonaniu drapieżnych pazurów. One bowiem mają nieco szersze zastosowanie, oraz są tańsze i prostsze w fabrykacji.
Cztery pary szponów - górne będą znajdować się nad palcami wskazującymi. Dwie sprzączki, czterdzieści nitów i tyle samo kółek ze stali do łączenia elementów rękawic w jedną całość. To wszystko zostanie jeszcze wypolerowane i odtłuszczone, by ostatecznie poddać je oksydowaniu.
Nie ukrywam, że decydując się na nie zależało mi przede wszystkim na efekcie wizualnym. Mając rękę uzbrojoną w pazury... to jest zupełnie inne doznanie od tego, kiedy ma się gołe dłonie. Wtedy bardzo wzrasta przekonanie o swojej zwierzęcości. Dla mnie są one też elementem, który w połączeniu z futrami nadaje ludzkiemu ciału ponętnego ognia;) Wygląd anthro-zwierza - na świecie nie ma nic innego, co mógłbym dla siebie chcieć. Ale mimo wielkiego pragnienia przeistoczenia się, muszę wyznać, iż w hierarchii moich marzeń stoi ono niżej od chęci wyrwania zwierząt spod ludzkiej tyranii. Zatem gdybym miał wybierać między własną chwałą, a dobrem innych, to wybrałbym to drugie. Z ludzkim wyglądem można żyć, bo tu w zasadzie jedyny problem ogranicza się do samoakceptacji. To nie jest łatwe, ale pocieszam się tym, że inni mają gorzej, np. osoby z wrodzonymi ułomnościami - co oni mają powiedzieć? Mogą tylko oczekiwać cudu, który nigdy nie nastąpi. Nie ma większego cierpienia od tego, jakie wynika z patrzenia lub tylko świadomości męki tych, których się kocha. To jest ból przewlekły i wypalający od środka. Od niego nie ma ucieczki. Bolący ząb można wyrwać i nieprzyjemne doznanie mija jak ręką odjął. Ale wiedzy na jakiś temat nie da się ot tak po prostu wykasować z mózgu niczym plik z dysku...
Widok ogólny na prawie cały zestaw elementów.
Drugą nie mniej ważną przyczyną wykonania szponiastej rękawicy jest jej funkcja oręża. Aby być poważnym nie mogłem postąpić inaczej, jak projektować całość pod kątem przydatności do walki. Na konstrukcję wybrałem solidne materiały - skórę i stal. Są one wymagające w kwestii obróbki. Trzeba poświęcić wiele czasu i wysiłku na precyzyjne skrawanie metalu za pomocą ręcznych narzędzi, co do tego chyba każdy majster przyzna mi rację. Natomiast wycinanie kształtów i formowanie skóry musi być dokładnie przemyślane, bowiem zbyt wiele odciętego materiału nie da się już z powrotem wstawić tak aby miejsce złączenia pozostało niewidoczne.
Pazury wyciąłem ze stali ogólnego przeznaczenia. Można ją dostać na każdym złomie dosłownie za grosze, posiada ona jednak istotną wadę - ulega rdzewieniu. Co prawda zastanawiałem się nad stalą INOX, ponieważ jednak jest ona trudna w ręcznej obróbce i nie poddaje się pasywacji na czarno (w celach stricte wizualnych), dlatego zdecydowałem się na zwykłą węglówkę. W celu zabezpieczenia gotowych detali przed krozją pokryłem je warstwą oksydy w gorącym roztworze odpowiednich soli. Tak samo potraktowałem wszystkie nity i kółka, za pomocą których połączyłem wszystkie elementy w całość. Dzięki oksydowaniu, oprócz powłoki ochronnej uzyskałem też estetyczną czarną barwę jako efekt końcowy.
Próba pasowania metalowych części przed oksydowaniem.
Skóra na ten szczególny rodzaj rękawicy powinna być dość gruba, bo na około 2,5mm. Najlepiej nadaje się krupon jeleni albo bydlęcy - z tego względu, że nie rozciąga się tak jak np. skóra z brzucha/boków. Jeśli mimo to dysponujemy skórą elastyczną, nazbyt rozciagliwą, wówczas przed wycinaniem części koniecznie trzeba ją porozciągać kilka razy. W przeciwnym razie uzyskane detale wskutek późniejszego użytkowania ulegną deformacji, co w rezultacie będzie wiązało się z dokonaniem kłopotliwych poprawek.
Oksydowanie na gorąco w stężonym wodnym roztworze NaOH + KNO3. Proporcje składników: 60/40. Początkowa ilość wody powinna być taka, aby masa przybrała konsystencję miodu. Całość następnie należy podgrzewać w naczyniu ze stali nierdzewnej i w razie potrzeby odparowywać nadmiar wody, do momentu aż temperatura kąpieli uzyska 135*C - to bardzo ważne! Dopiero wtedy można zanurzać w niej elementy, które chcemy pooksydować. Temperatura niższa niż 130 stopni spowoduje błyskawiczne rdzewienie przedmiotów i tym samym uniemożliwi trwałe pokrycie czarną powłoką. Proces prowadzi się przez 30 minut w temp 135-140*C.
Dzieła własnej pracy dają znacznie więcej satysfakcji niż te, sporządzone przez kogoś innego.
Jeśli skóra ma naturalny cielisty kolor, który po prostu komuś nie pasuje, to można ją zabarwić dedykowanymi do tego celu barwnikami. Są one dostępne w internecie, koszt buteleczki 50ml zaczyna się od kilkunastu złotych. Efekt, który widać powyżej uzyskałem poprzez malowanie brązownikiem do skór. Nie jestem do końca zadowolony, bo to jest lakier, a nie farba, czyli nie wniknął on w głąb struktury materiału i co za tym idzie - nie ma dostatecznej odporności na ścieranie.
Inną opcją zamaskowania jasnego zabarwienia skóry jest obszycie rękawicy futerkiem o niezbyt długim włosiu, np. z kuny. Spróbuję tego sposobu, a rezultaty pokażę przy innej okazji.
4 czerwca 2021, Beria
Wyciąłem 4 szablony pazurów z kartonu, które następnie odrysowałem na ośmiu stalowych płytkach o grubości 5mm. Na frezarce skrawanie poszłoby raz dwa, tymczasem ja dysponowałem tylko diaxem.