To zależy jak na to patrzeć. Ludzie jedzą mięso bądź nie z różnych powodów. My natomiast powinniśmy podejść do tej kwestii uczciwie, czyli zdecydować czy godzi się nam podjąć mięso z danego źródła za pomocą określonych metod. Bo ta dyskusja będzie dotyczyć przede wszystkim tych dwóch zagadnień i ich etycznego przełożenia na nas.
Mięso to pokarm jak każdy inny. Nie ma nic nieetycznego jego spożywaniu. Natomiast sprzeczne z ogólnie przyjętymi zasadami normalności mogą być metody pozyskiwania tego produktu. Mięso nie rośnie na drzewach ani w ziemi. Aby je zdobyć konieczne jest pozbawienie życia jakiegoś zwierzęcia, a w mega ekstremalnych przypadkach nawet człowieka (historia zna takie zbrodnie). Jeśli o mnie chodzi, to nie widzę nic perwersyjnego w zabiciu innej istoty w celu jej zjedzenia. Zwierzęta polują jedno na drugie i nikogo to nie dziwi. Tak działają łańcuchy troficzne: konsumenci I rzędu są zjadani przez drapieżniki. Nie ma sposobu, aby zmienić ten system. Człowiek zalicza się do drapieżników szczytowych (choć gdy patrzę na niektórych, to bardziej przypominają pasożytów), więc dlaczego miałby koniecznie zrezygnować zabijania dla mięsa? Co prawda w przeciwieństwie do np. lwów, mógłby obyć się bez białka zwierzęcego i dobrze żyć, ale nie ma sensu na siłę kogoś zmuszać do takiego postu.
Tak jak wcześniej mówiłem, człowiekowi jako takiemu, biorąc pod uwagę jego uwarunkowania fizjologiczne białko zwierzęce nie jest niezbędne do utrzymania się w dobrym zdrowiu. Jestem pełen podziwu dla tych, którzy rezygnują z niego dla dobra zwierząt. Taka postawa wymaga konkretnej siły charakteru, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś lubi smak mięsa.
Co jednak mają począć ci, którzy z mięsa zrezygnować nie są w stanie, lub po prostu nie chcą? To jest właśnie jedna z tych sytuacji, kiedy wychodzi nasza miłość do zwierząt - a miłość żąda ofiary. W tym przypadku ofiarą będzie takie postępowanie, aby decyzja którą podejmiemy nie miała negatywnych konsekwencji wobec zwierząt. Rezygnacja z łechtania podniebienia wykwintnymi smakami pieczeni jest takim poświęceniem, wbrew pozorom bardzo wymagającym. Idziesz do sklepu, a tam pełno rozmaitych mięs i ich wyrobów: kiełbasy, wędliny, flaki - można w nich przebierać... Tylko... czy nam wypada brać się za coś takiego? Wszyscy wiemy, jaka jest droga od urodzenia świni do kiełbasy. To nie jest fraszka i nie można udawać, że problem nie istnieje. Jak kupujesz w sklepie, to napędzasz ten biznes. Idealnie byłoby w ogóle nie jadać mięsa, ale to się łatwo mówi.
Teriantropom nie wypada sięgać po mięso z przemysłowych hodowli, które są wynaturzeniem i które przynoszą zwierzętom skrajne cierpienie przez całe ich życie. Z hodowlami problem jest taki, że dziś nastawione są na masową produkcję w jak najkrótszym czasie. Mięso czy jajka dostępne w sklepach zazwyczaj pochodzą z takich właśnie molochów. Idealnie więc byłoby uchować na własne potrzeby kilka kur, świnie i krowę. Wtedy wiadomo w jakich warunkach zwierzęta są trzymane i potem uśmiercane. Ale komu chce się przy tym chodzić, kto ma na to przestrzeń i czas? Trzeba by żyć na wsi... lub szukać ludzi, którzy prowadzą minimalistyczne gospodarstwa i od nich kupować. Jeszcze w latach 90-tych takie życie na wsiach było powszechne. Dziś hodowcy chcą być bogaci, więc budują ogromne fermy, a dalej to już wiadomo...
Według mnie, dla nas jedyną słuszną opcją jest dziczyzna - mięso ze zwierząt wolno żyjących. Takie zwierzę musi być jednak upolowane i to własnoręcznie. W Polsce legalnie mogą polować osoby z licencją myśliwską i członkostwem w PZŁ. Nam jednak nie wolno niczego przyjmować od tych ludzi. Powody są dwa. Pierwszy jest natury politycznej - myśliwi uwłaszczyli się na zwierzynie stając się złodziejami w majestacie prawa, a świadome kupowanie od złodzieja okrywa hańbą kupującego. Drugi problem polega na tym, że niestety, ale polowanie w ich wykonaniu daleko odbiega od ideału. Jest ono nacechowane celowym sadyzmem i niemoralnymi praktykami: polowanie z psami, strzelanie zwierzyny w przebiegu - to tylko dwa jaskrawe przykłady. Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że przepisy ustanowione przez polityków i zarazem myśliwych pozwalają na nie. Zwierzołaki muszą trzymać się z dala od tego układu.
Wobec ogromu patologii w polskim łowiectwie nigdy nie próbowałem przystępować do tego środowiska. Nigdy też nie zabijałem zwierzyny łownej we własnym zakresie. Polowanie bez uprawnień to kłusownictwo. A kiedy kłusuje się za pomocą pułapek i innych tego typu niemoralnych środków, to takie czyny zasługują na wyjątkowe potępienie. Na chwilę obecną nie ma kataklizmu, który usprawiedliwiałby samodzielne łowy, więc na tym poprzestanę. Dziczyznę można jednak zdobyć innymi sposobami, aczkolwiek są one bardzo pracochłonne. Poszukiwanie ofiar kolizji drogowych to w naszym przypadku najlepszy sposób. Sam za ich pośrednictwem pozyskuję mięso i nie tylko. Pisałem na ten temat wielokrotnie, dlatego teraz nie będę się powtarzał i dokładnie wyjaśniał, o co w tym chodzi.
Inna możliwość polega na chodzeniu po lasach i zbieraniu zwierząt, które po prostu z różnych przyczyn straciły życie. To już jest jednak loteria, jeszcze większa aniżeli w przypadku zwierzyny potrąconej. Nigdy nie wiadomo kiedy i czy w ogóle coś znajdziemy w stanie zdatnym do spożycia. Od 11 lat zbieram takie zwierzęta i jeszcze nigdy nie pochorowałem się od tego. Mi żadne badania nie są potrzebne, bo to jest dobre dla cykorów. Moim zdaniem właściwa obróbka termiczna załatwia wszystkie potencjalne zarazy, które mogą być w takim mięsie.
W dzisiejszych czasach nie ma prostego rozwiązania dla omawianego tematu. Niemniej wyjście zawsze jakieś jest, choć niekoniecznie komfortowe dla nas. Sam lubię mięso, ale dobrze przyrządzone. W 90% jest to dziczyzna. Czasami kupuję konserwy albo ryby - jak zamrażarka świeci pustkami, choć wiem, że mógłbym obejść się i bez tego... Chyba mam za słaby charakter na taki heroizm.
Beria, 16-10-2023