Moim największym osiągnięciem roku, jak i zresztą każdego poprzedniego jest fakt, że jeszcze chodzę po ziemi. Możecie myśleć o tym jako o pieprzeniu truizmów, ale to nie są żarty. Przy moim trybie życia trudno wyobrazić sobie większy sukces. Nadal wygrywam nieustanną zabawę w chowanego ze wścieklizną; nadal mam sprawność, która pozwala mi jeździć maratony po 300 km; nadal posiadam siłę ducha, dzięki której walczę do końca. - To mało? Podtrzymuję i umacniam kluczowe przymioty. Cieszę się z tego, co już jest, nie wymagając za wiele jak rozkapryszony bachor. Trzeba konsekwencji w działaniu i cierpliwości, a reszta przyjdzie w swoim czasie.
Stale zwiększająca się liczba czytelników Pierwotnego Instynktu, to wielki powód do zadowolenia. Biorąc pod uwagę niszowość dziedziny, którą się zajmuję, sukcesywny wzrost liczby unikatowych gości wpływa motywująco by dalej pisać. Dla porównania, w tym roku najmniej czytelników było w lutym, bo tylko 630, najwięcej zaś w maju - ponad 1200. Średnio w miesiącu jest około 850 gości.
Największą poczytnością niezmiennie przodują poradniki traktujące o preparowaniu trofeów i garbowaniu skór. W dalszej kolejności jest erotyka i sprawy kontrowersyjne. Czyli mogę powiedzieć, że zainteresowanie treścią portalu nie odbiega zbytnio od tego, co przewidywałem. Niemniej nie zamierzam na siłę publikować tekstów, o tematyce co do której wiadomo, że przyciągną masę odwiedzających. Nie potrzebuję nabijać licznika poza skalę. Nie zarabiam na prowadzeniu tej strony i nie planuję płatnego udostępniania treści. Pierwotny Instynkt nigdy nie ulegnie komercjalizacji - bo inaczej to by oznaczało upadek wartości, którymi się kieruję.
Na początku działalności wydawało mi się, że odbiorców na tego typu twórczość nie będzie zbyt wielu. Jednak ludzie tu przychodzą, niektórzy nawet regularnie. Mogę się tylko domyślać jakie jest ich nastawienie do mnie i tego co robię.
Pierwotny Instynkt miał być przede wszystkim latarnią, która powinna przyciągać osoby z takim, a nie innym systemem wartości. Szybko jednak okazało się, że najlicznieją grupą, która tu zagląda nie są zwierzołaki, a myśliwi i leśnicy.
Zamiarów na przyszłość trochę mam; ciężko powiedzieć czy one wypalą. Ale jest pewien zamysł, który tkwi mi w głowie od lat. Z przyczyn obiektywnych sam nie dam rady zrealizować go w takim zakresie, w jakim powinien on funkcjonować, dlatego napiszę wprost o co chodzi. - Zależy mi na powstaniu grupy ludzi, którzy będą tropić kłusownictwo obok PSŁ. Niestety powołana w tym celu służba państwowa nie wywiązuje się z powierzonych jej obowiązków tak jak trzeba, zatem konieczne są działania oddolne. A jest co robić. W samym powiecie kozienickim jest kilkanaście miejsc, gdzie stwierdziłem wnyki. O kłusownictwie z bronią nie wspomnę. Nie ma komu tego zwalczać. Sam robię co w mojej mocy, ale ze względu na dystanse i ogólnie czasochłonność patroli nie ma mowy, aby problem opanować przynajmniej w stopniu zadowalającym. Jeśli więc ktoś byłby chętny do takiego poświęcenia, ten może pisać na adres podany w zakładce kontakt. Zapał jest najważniejszy, a po nabraniu doświadczenia ochotnik będzie mógł działać samodzielnie w swoim miejscu zamieszkania. Niedługo zresztą i tak przedstawię więcej info na ten temat.
Wielu trzyma się ode mnie z daleka za sprawą nieprawdziwych pogłosek na mój temat. Dotarły do mnie słuchy, że ganiam z maczetami i nożami ludzi po lasach... Skoro tak jest, to dlaczego nikt nie doniósł władzom o tych zdarzeniach? Gdyby ich deklaracje były zgodne z rzeczywistością już dawno bym siedział. Jednocześnie nie zaprzeczam, że awantury nigdy nie zaistniały. Takowe faktycznie miały miejsce - wszystkie nocną porą, jako rezultat prowokacji tamtych. Nocą w lesie panują inne zwyczaje niż w mieście, dlatego byle strachy na nikim nie robią wrażenia.
Kto wie, co przyniesie następny rok? Nie obiecuję sobie za wiele, aby w razie jakiejś katastrofy nie rozczarować się zbytnio. W zasadzie szykuję się na burzliwe czasy. Takie są uroki zwierzołaczego życia.
Beria, 31-XII-2022