Zwierzołaki i seks w futrach

Pewnie niektórzy odwiedzili tę stronę w przekonaniu, że znajdą tu co najmniej wskazówki jak pieścić się w futrach albo treści erotyczne w tym klimacie. Choć takie zabawy dostarczają dzikiej rozkoszy dla ciała i ducha, to jednak nie one będą przedmiotem dzisiejszych porad. Na seks każdy ma swój przepis, dlatego nie ma sensu tworzyć żadnych tutoriali, ani tym bardziej chwalić się własnymi doświadczeniami.

W tym artykule chciałbym opowiedzieć, zwłaszcza młodym zwierzołakom, o etycznych sposobach na zdobycie futer naturalnych, kłów, kości i innych tego typu materiałów. Dlaczego są one dla nas tak ważne? My to wiemy, ale w ramach formalności przypomnę, że potrzebujemy ich aby raz na jakiś czas poczuć naszą zwierzęcość trochę bardziej wyraziście. Na co dzień żyjemy w ludzkich bezwłosych ciałach. Musimy znosić ich mankamenty: w chłodne dni trzeba się ubierać, kiedy jest gorąco zalewa nas pot który śmierdzi i się lepi, nawet zęby ulegają rozpadowi. Oprócz kłopotliwej fizjologii niezbyt nam odpowiada wygląd naszych powłok doczesnych. Nie chcę przez to powiedzieć, że ludzkie ciało jest brzydkie. Człowiek z wyglądu jest piękny, ale musi być proporcjonalnie zbudowany i posiadać nietuzinkowe - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - rysy twarzy. Jednak nawet kiedy teriantrop dostał od natury takie ciało, które niewątpliwie ułatwia codzienne życie, to i tak do końca zadowolony nie będzie. Zwykli ludzie wiedzą, że są ludźmi na duszy i ciele, dlatego mają lżej. Natomiast zwierzołaki posiadają ludzkie ciało, ale ich dusza w pewnym stopniu zawiera ten osobliwy pierwiastek zwierzęcy. W związku z tym istnieje u nich pewien konflikt między sferą spirytualistyczną a materialną powłoką doczesną. Żadna istota nie będzie się dobrze czuć jeśli te dwa elementy pozostają w konflikcie, tzn. ciało nie będzie lustrzanym odbiciem cech duszy. Między innymi z tego powodu u zwierzołaków nigdy nie ma wewnętrznego spokoju. Oczami duszy widzą siebie ze zwierzęcą głową, ciałem porośniętym futrem z ogonem i pazurami. Ale kiedy stają przed lustrem, to nie znajdują niczego poza człowiekiem z krwi i kości. Teriantrop jednak nie załamuje zbytnio rąk z takiego stanu swojej cielesności, bo wie, że dopóki żyje na Ziemi, jest on konieczny do w miarę normalnej egzystencji bez narażania się na szykany ze strony ludzi. Aby rozładować napięcie wynikłe z tęsknoty do zwierzęcej formy ciała, teriantropy sięgają po futra które są jej substytutami.

Oprócz futer zbieramy też kły, poroże, pazury, czaszki i wykonujemy z nich różne ozdoby. Byłoby idealnie gdyby każdy teriantrop mógł wybrać takie, które pochodzą od zwierzęcia z jakim się utożsamia. Kto jest wilkiem, ten powinien mieć futra wilcze, kto wykazuje koneksje z jeleniem, ten będzie szukał poroża i skór jelenia... W rzeczywistości jednak często bywa, że dokonanie takiego wyboru jest niemożliwe. Największą przeszkodą są różnice w wielkości między człowiekiem a danym gatunkiem zwierzęcia. W niektórych przypadkach przepaść ta jest tak wielka, że w praktyce nie ma za bardzo sensu aby bezwzględnie dążyć do zdobycia futer swojego teriotypu. Trudno oczekiwać, aby ktoś kto czuje się łasicą, będzie szył sobie przebranie ze skórek tak małego zwierzątka. Z resztą nie wiem, czy zdołałby w krótkim czasie zgromadzić tyle futerek. Także bezcelowe jest wykonywanie bransoletek z mikroskopijnych kiełków i pazurów, bo raz, że od strony technicznej jest to bardzo trudne, a po drugie takie rekwizyty nie podkreślą w widoczny sposób "zwierzęcości" ich posiadacza, bo nikt ich nie zauważy.

W znacznie lepszej sytuacji są te zwierzołaki, które za swoje teriotypy mają zwierzęta średniej i dużej wielkości. Futra, kły, pazury czy poroże zwierząt futerkowych i jeleniowatych są prawdziwymi cudami natury. Z ich futer można wykonać fantastyczne przebrania, zaś parostki, kły i szpony rewelacyjnie sprawdzają się jako zwierzęca biżuteria. Jeśli ktoś potrafi efektownie połączyć na sobie te wszystkie elementy, to daję słowo, że nocą przy pełni Księżyca będzie wyglądał jak mityczna bestia.

no image

Honor zwierzołaka zawsze na pierwszym miejscu. Nie strać Go w pogoni za nimi...

My (zwierzołaki) kiedy już przebieramy się w futra, to w sposób zupełnie odmienny niż ludzie. Żaden z nas nie kupuje ani nie szyje sobie z nich ubrań takich jak: płaszcze, kurtki itp. Nikt też nie będzie się nimi popisywał i sztafirował po ulicach "aby go ludzie widzieli". Dla nas futra jako materiały pochodzenia zwierzęcego są święte, dlatego należy im się odpowiedni szacunek. Oznacza to, że przebieramy się w nie tylko dla siebie, ewentualnie w gronie osób podobnych do nas.

Futro dla zwierzołaka jest czymś w rodzaju "drugiej skóry". Dzięki nim można przynajmniej na jakiś czas przyjąć zewnętrzny wygląd zwierzęcia. Aby osiągnąć ten efekt, koniecznie trzeba uszyć sobie z nich specjalne przebranie. Wbrew pozorom nie musi być ono kompletnym "workiem" jakie zwykli sporządzać przedstawiciele subkultury furry - bo coś takiego jest po pierwsze niewygodne, a po drugie wygląda karykaturalnie - jeśli ktoś spartaczył robotę:] Ludzkie ciało najprościej ucharakteryzować do zwierzęcego wyglądu stosując kostium częściowy. Jego najistotniejszym elementem jest futrzana czapa stylizowana na głowę jakiegoś zwierzęcia. Wykonanie takiej "czapy" aby była znośna pod względem wizualnym to trudna rzecz. Podczas projektowania trzeba wszystko przewidzieć w najdrobniejszych szczegółach, bo później wystarczy jeden błąd i można nieodwracalnie uszkodzić cenne futerko. Za jakiś czas może opublikuję poradnik jak się do tego zabrać. Dodatkowymi elementami naszego ubioru są futrzane pończochy (ich szycie wymaga wielkiej precyzji aby szwy nie uwierały w nogi) albo owijacze na na łydki. Do tego potrzebujemy jeszcze rękawic z futra i oczywiście ogona (może być lisia kita). Taki oto mniej lub bardziej rozbudowany zestaw pozwoli nam cieszyć się naszą półzwierzęcą formą.

Kto zakłada na siebie futrzane wdzianko, ten daje zwierzętom jakby drugie życie. Należy zatem pamiętać, aby swoim postępowaniem nie przynieść im wstydu. Oznacza to, m.in. że przebieranie się za zwierzę powinno mieć miejsce tylko podczas specjalnych okazji; w chwilach, kiedy czujemy prawdziwy zew dokonania takiej "przemiany". Zawsze też trzeba mieć włączony mechanizm samokrytyki - by gasił pokusę szpanowania przed kimś, lub odwalania jakichś wygłupów, które nas skompromitują.

Dobrym, jeśli nie najlepszym momentem jest czas, kiedy mamy okazję do napicia się krwi zwierząt martwych. Wtedy możemy osiągnąć szczyty duchowej euforii. Żeby jednak wejść na te bajeczne wyżyny, koniecznie trzeba spełnić szereg warunków. Spośród nich najważniejsze jest to, że futra i krew nie mogą pochodzić od zwierząt które myśmy sami zabili - ani bezpośrednio ani pośrednio. W tej kwestii nie ma żadnej taryfy ulgowej, bo kto kupuje futra, czy też pozyskuje je w sposób niedozwolony dla nas, ten (na szczęście) nic nie dostanie. Pamiętać trzeba także o odpowiednim otoczeniu - najlepiej głębia lasu albo jakieś dzikie odludzie, bagna. Na miejsce udajemy się za dnia z naszymi rekwizytami w plecaku, a po nastaniu zmroku zrzucamy cywilne ubranie... Więcej na ten temat znajdziesz tu: www.pierwotnyinstynkt.org/cmentarzysko/
krew_zmarlych_zwierzat.html

Istnieje jeszcze jedna sposobność - zdarzająca się o wiele częściej niż ta, o której pisałem wcześniej - kiedy teriantrop może realnie poczuć swoją zwierzęcość. Seks w futrach - bo o nim tu mowa - jest prawdziwa ucztą dla zmysłów. Aby go praktykować nie potrzeba spełniać żadnych wyśrubowanych warunków jak podczas picia krwi. Do osiągnięcia rozkoszy w jej podstawowej wersji wystarczy poczuć futro na gołym ciele i wygrzmocić się;) byle gdzie - choćby na stole w kuchni. Niestety ale łatwość osiągania euforii jest wykorzystywana przez różnych fetyszystów, którzy sobie futra kupują nie bacząc na to, że w ten sposób przyczyniają się do cierpienia zwierząt. Ludzie ci są skrajnymi egoistami. Myślą tylko o dogadzaniu swoim żądzom, a nie znajdziesz w nich grama litości - i im współczucie nie zostanie okazane... Sam nienawidzę tych łajdaków do szpiku kości. Na szczęście oni, jako że są złodziejami zarażonymi brudem hedonizmu, nigdy nie zaznają tej kwintesencji rozkoszy co my, bo jest to niemożliwe. Z resztą fetyszyści mogą się cieszyć tym co mają, tylko w życiu ziemskim. Do grobu nie wezmą żadnych futer. Wszystko zostanie tu, i taki będzie koniec ich przygody z nimi. Co innego my. Zwierzołaki nie zabijają cynicznie zwierząt by zabrać im futra czy cokolwiek innego. Niejednokrotnie poświęcamy życie całe aby walczyć przeciwko ludziom, którzy je mordują. Dlatego nasze serca pozostają czyste. A kto mówi, że jesteśmy hipokrytami i mamy podejrzane intencje - ten nas krzywdzi!

Czym zatem różnią się upodobania seksualne zwierzołaków od reszty ludzi? Spróbuję to wyjaśnić.

"Jaką miarą rozdzielasz innym, taką i tobie odmierzą". Ponieważ teriantropy całym sobą odczuwają stan psychofizyczny zwierząt, dlatego też na sposób duchowy należą do nich. Ich cierpienia (zwierząt) stają się naszymi - jest to prawdziwy horror który odbiera nam chęć do życia. Widziałeś, Czytelniku, co naukowcy robią ze zwierzętami? - Wszystko to przechodzi przez nas jak prąd. Możesz się śmiać, ale tak jest. Dzięki temu, że cierpimy razem z nimi otrzymujemy za to pewne dary. Pomordowane zwierzęta w zamian za okazaną im miłość, także udzielają nam swojej miłości, lecz trochę innego rodzaju. Jednym słowem - uruchamiają w nas niesamowitą erotykę... Płomień jej potrafi zagotować krew w żyłach kochanków - pod warunkiem, że przynajmniej jeden z nich jest teriantropem. To duchy zwierząt czynią te czary. Ale bez obaw, one nas nie podglądają jak się parzymy, bo są wtedy w naszych ciałach - jakby chciały mieć w tym udział...

Sam jestem lisem, dlatego pieszczoty w ich futrach napełniają mnie takim ogniem rozkoszy, że nie ma na tym świecie niczego, co by w równym stopniu sprawiało mi przyjemność. Kiedy odrzucam precz ludzkie ubranie, a w jego miejsce przytulam futra wprost do nagiej skóry, to człowiekiem już się nie czuję. Wtedy cały jestem zwierzakiem i nie ma nic sprawiedliwszego, lepszego i bardziej świętego niż to, czego doświadczam. Jestem w ekstazie niczym rozpłomienione żelazo, które tracąc swą pierwotną formę, staje się podobne do ognia i rozpływa się bez reszty w lśniącym ogniu, zaś lśniący ogień nabiera blasku gorejącego żelaza... "Czymże są" istoty, które porwały mą duszę i uwiodły ciało, tak że umieram prawie w tkliwym ukojeniu? Dlaczego w sercu moim rozpaliły pragnienie by zbierać ich doczesne szczątki i przywracać je do życia? Zwierzęta, tak wzgardzone przez świat, mnie udzieliły cząstki swojego tajemniczej egzystencji którą wiodą po drugiej stronie... W jednej chwili pojmuję, że odwdzięczają mi się za miłość, kiedy pozwalają kosztować prawdziwego życia jakie po tym śmiertelnym przyjdzie nam przeżywać przez wieczność całą...

no image

...i rozpływa się bez reszty w lśniącym ogniu

Niezależnie od tego jak wielką przyjemność teriantrop odczuwa kiedy nosi futra, to ona nigdy nie będzie dla niego wartością bezwzględną. Życie zwierząt jest ważniejsze niż zaspokajanie własnych żądz, dlatego trzeba zawsze uważać skąd futra się bierze, aby nie przykładać ręki do ich śmierci i tym samym nie ściągnąć na siebie przekleństwa. Jednak pozostawanie w uczciwości wobec zwierząt - w tym wypadku, to bardzo trudna sprawa. Z jednej strony mamy do czynienia z piorunującym oddziaływaniem własnej seksualności i chęci jej zaspokojenia, z drugiej zaś widzimy życie zwierząt - bo nie można zabrać im futer bez uprzedniego uśmiercenia ich. Jest to niezwykle trudna walka ze swoimi pożądliwościami. Kto nie ma w sobie ducha zwierzęcia (teriotypu), ten polegnie w tym boju jak np. wspomniani już wcześniej fetyszyści. Zwierzołaki natomiast z racji tego, że są prawdziwie napełnieni duchem, nigdy nie ulegną pokusie aby zdobyć futra w sposób nieetyczny - nawet wtedy, gdy inne ich źródła są dla nich niedostępne.

Czuję dogłębny ból kiedy widzę, jak ktoś futro posiada (bo sobie kupił), mimo że nie ma do niego żadnych praw. Ludzie ci doprowadzają mnie do szału. Nie dość, że życie zwierząt nic dla nich nie znaczy, to jeszcze potrafią wylewać swoje cynizmy: "mają pieniądze więc mogą sobie kupować co chcą". - Pomioty z rynsztoka... wystawiają cierpliwość teriantropów na próbę. Czy nie zdają sobie sprawy, że pewnego dnia ktoś może ich pofiletować (mniam:) albo kawałkiem rurki przewiercić im łby? Wściekłość można załagodzić jedynie świadomością przemijania świata materialnego. Na ziemi nikt nie będzie żył wiecznie. Prędzej czy później futra rozpadną się w proch, a ciała zestarzeją i ostatecznie zgniją. Zostaną tylko nasze duchy, które przed Bogiem zdadzą relację z życia. Potem zaś każdy otrzyma wypłatę stosownie do zasług jakie sobie wypracował w czynieniu dobra.

Również zwierzołaki powinny zawsze pamiętać o swojej śmierci i żyć tak, aby na końcu ziemskiej wędrówki nie musiały się wstydzić. Powtarzam to jeszcze raz żeby nie było wątpliwości - w żadnym wypadku nie możemy wejść na haniebną ścieżkę, w której ktoś z nas zabija zwierzę dla futra. Tu nie chodzi tylko o zabicie bezpośrednie, ale też o różne "okrężne" drogi, jakimi jest np. kupowanie ich od kogokolwiek, wchodzenie w konszachty z myśliwymi itp. Nawet zwierzołaki między sobą nie powinny handlować żadnymi częściami zwierząt, bo takie praktyki mogą skłaniać do nadużyć. Jeśli ktoś chce podzielić się swoimi zbiorami albo ktoś o nie prosi, to najlepiej je dawać na zasadzie czystej braterskiej pomocy.

Oprócz źródeł dla nas niedozwolonych, istnieją również takie, które warunkowo możemy wykorzystać jako sposoby na zdobycie futer. Jednym z nich jest sytuacja kiedy futro znajdziemy, np. w domu, bo ktoś z naszych bliskich posiada takowe. Czasem bywa też, że dostaniemy je od kogoś (nie-teriantropa). W obydwu przypadkach zanim przyjmiemy takie prezenty, koniecznie musimy się upewnić czy nasza beztroska nie spowoduje niepożądanego skutku. Chodzi o to aby dotychczasowy właściciel futra, którego się pozbywa nie zechciał w jego miejsce kupić następnego. Jeśli miły Czytelniku jesteś uczciwy, to musisz wiedzieć, że nie wolno przyjmować ani zabierać futer jeśli mamy choćby cień podejrzenia, iż taki krok pociągnie za sobą napędzanie przemysłu futrzarskiego.

Dawniej ciekawą metodą na pozyskanie futer było wykorzystanie naszej drapieżnej natury. Dziś już u nas w Polsce nikt tego nie praktykuje. Wiedz, że to bardzo przyjemny sposób, który polegał na siłowym ich wyrywaniu od ludzi - jeśli je posiadali. Kryterium wyboru ofiary było niezwykle proste. Należało znaleźć kogoś, kto zawodowo trudnił się mordowaniem zwierząt na futra, także kuśnierze, handlowcy itp.- bo u nich zawsze można podjąć obfity łup. Z opowieści wiem, że kiedyś jak już takiego człowieka się dopadło, to należało go tak "zablokować", aby nigdy więcej nie miał możliwości powrotu do swojej profesji... Ja nic podobnego nie robię ani nie planuję i nikogo nie namawiam do tego. Piszę o tym jedynie w celu edukacji historycznej.

Zatem skąd je wziąć?

Najlepszym sposobem na zdobycie futer dla zwierzołaków którzy żyją w otoczeniu ludzkiej cywilizacji, jest ściąganie ich ze zwierząt ubitych przez samochody. Dzięki temu nasze sumienie pozostaje czyste, bo nie przyłożyliśmy ręki do śmierci tych zwierząt ani nie zatłukliśmy jakiegoś człowieka w celu odebrania mu futra. Źródło to jest dla nas również bezpieczne, ponieważ nie jesteśmy narażeni na konfrontację i ewentualną walkę z ludźmi kiedy chcemy zabrać im ich "własność". W zasadzie na tym kończą się zalety tej metody. Pozostałe kwestie z nią związane nie wyglądają już tak różowo. W związku z tym wypada najpierw powiedzieć coś o jakości futer z rozjechanych zwierzaków. - W błędzie jest ten kto sądzi, że w ten sposób pozyska fantastyczne, puchate skórki jakie można obejrzeć na wystawach sklepów albo w katalogach. Futra zwierząt dziko żyjących rzadko kiedy osiągają tą cudowną strukturę jak u tych, specjalnie w tym celu hodowanych. Teraz nie będę dokładnie wyjaśniał dlaczego tak się dzieje, bo to temat na inny artykuł. Napomknę tylko, że jedną z przyczyn naturalnych - jakby tu rzec - niedoskonałości, są infekcje i defekty fizyczne złapane w ciągu życia. Największe spustoszenie w owłosieniu czynią rozmaite schorzenia skórne np. świerzbowice, grzybice itp. Potrafią one niekiedy doprowadzić do całkowitego wyłysienia. warto wiedzieć, że te zarazy nie imają się zwierząt zdrowych w pełni sił, lecz osłabionych z przyczyn wrodzonych lub towarzyszą chorobom nabytym. Między innymi to człowiek jest odpowiedzialny za ogólną fatalną ich kondycję. Niekorzystne zmiany szczególnie dobrze widać u drapieżników. Sam od wielu lat obserwuję lisy i kuny - żywe oraz przejechane na ulicy. W wielu przypadkach mogłem stwierdzić (zw. u lisów) znaczne cherlactwo. Futro miały rzadkie (nawet te znalezione w zimie), w niektórych miejscach ciała widać było złuszczony naskórek. U innych zauważyłem nietypowe ułożenie cebulek włosowych na grzbiecie (w okolicach karku), zamiast prostopadle do powierzchni skóry, ułożone były prawie równolegle do niej i głęboko wrośnięte. Same włoski sprawiały wrażenie jakby posklejanych. - To wszystko jest efektem osłabienia gatunku wywołanym m.in. przez szczepionki. Ileś tam lat wcześniej w Europie, także w Polsce zaczęto rozrzucać szczepionki od wścieklizny u lisów. Zlikwidowano chorobę która usuwała zwierzęta słabe. W rezultacie doszło do tego, że obecnie mogą się rozmnażać osobniki z wadliwymi genami co prowadzi do powolnego wyniszczenia gatunku - to tak w skrócie.

no image

Potrącone zwierzęta - dla teriantropa źródło futer i mięsa (o ile są świeże)

Żeby było mało tych okropności, które mają wpływ na jakość futra zwierząt dzikich, opowiem Ci teraz o czynnikach równie destrukcyjnych co choroby. Nie są to sprawy przyjemne, ale muszę je wyłożyć abyś wiedział czego się spodziewać jeśli poważnie chcesz korzystać z tych darów natury.

Dotychczas pisałem z grubsza o usterkach jakie powstają na "powierzchni" zwierząt w trakcie ich życia. Następny rodzaj uszkodzeń futra występuje w momencie zderzenia ciała z pojazdem (w przypadku zwierząt potrąconych). Mają one wymiar zewnętrzny i wewnętrzny. Ten pierwszy rodzaj polega na wydarciu włosów i/lub rozerwaniu powierzchni skóry. Zależy od tego, w którą część ciała zwierzę zostało uderzone, oraz czy zostaje wleczone za pojazdem, najechane (zniszczenie całkowite), czy też odrzucone poza jezdnię - w tym wypadku można pozyskać futro w najlepszym stanie. Jeśli chodzi o wewnętrzne usterki, to nas interesują tylko stłuczenia tkanki skóry. Miejsca w których nastąpiły łatwo poznać z powodu niemal całkowitego wypadania włosów. Zjawisko to szczególnie wyraźnie można zaobserwować u jeleniowatych. Jeśli znajdziesz potrąconą np. sarnę, wówczas lepiej nie dotykać bez potrzeby okolic, w których została przypuszczalnie uderzona, bo w ręku zastanie Ci garść włosia. W pewnym stopniu można uratować tak poobijaną skórę przed miejscowym wyłysieniem, ale trzeba się z nią ostrożnie obchodzić. Zwłaszcza w trakcie jej ściągania musisz dobrze uważać, ponieważ stłuczona tkanka łączna przylega ściśle do skóry i jest otoczona galaretowatą substancją o krwawym lub bezbarwnym odcieniu. Trudno wtedy rozróżnić poszczególne warstwy anatomiczne przez co skórę łatwo jest porozrywać i pokaleczyć co utrudnia późniejsze jej garbowanie. Następnym krokiem przy którym trzeba zachować ostrożność jest oczyszczanie surowej skóry z błon i tłuszczu zanim poddamy ją wyprawianiu. Obecnie nie będę tłumaczył ze szczegółami jak ściągać i konserwować futra, bo to temat na inną okazję. Pamiętaj tylko tyle, że jak nie masz środków by od razu wygarbować świeżą skórę, to możesz ją zamrozić w celu dłuższego przechowywania.

no image

Obieranie ze skóry i ćwiartowanie mięsa zwykle dokonuję już na miejscu. Trzeba przy tym mieć oczy "dookoła" głowy

No dobrze, charakterystykę mechanicznych uszkodzeń mamy już za sobą. Musisz jeszcze wiedzieć, co się dzieje ze skórami, kiedy te zbyt długo leżą na martwym zwierzęciu.

Otóż krótko po śmierci, w zwłokach zaczynają działać procesy, które w fachowej nomenklaturze określane są jako autoliza. Jest to nic innego jak rozpad tkanek ciała pod wpływem enzymów uwalnianych z komórek po ustaniu w nich procesów życiowych. Nie trudno się domyślić, że zjadliwe soki działają także na skórę. Stopniowo rozpuszczają jej strukturę, tak iż po pewnym czasie przestaje utrzymywać cebulki włosowe. Kiedy do tego dojdzie, futro już zwykle nie nadaje się do niczego. Tak więc musisz się spieszyć, bo jeśli zwierzaka znajdziesz zbyt późno, to o futerku możesz zapomnieć.

Warunki termiczne są najważniejszym czynnikiem, który ma wpływ na szybkość gnicia. Im wyższa temperatura otoczenia, tym procesy rozkładu zachodzą szybciej. W porze letniej, kiedy średnie temperatury utrzymują się na poziomie 15-20 stopni pow. zera, mamy tylko parę godzin od momentu śmierci aby ściągnąć skórę. Po pierwsze dlatego, że rozkład następuje szybko, aczkolwiek gdyby nie muchy, to dało by radę zrobić to do 24h. Ponieważ jednak muchy znajdują zwłoki już po kilku godzinach od zgonu i składają na nich tysiące jaj, dlatego czasu jest niewiele. Ale nie ma co się krzywić. Skóry zwierząt w porze późno-wiosenej, letniej oraz wczesno-jesiennej są mało atrakcyjne. Zatem licha to strata jeśli robaki zagospodarują zwłoki przed nami. Gdybyś jednak koniecznie chciał taką skórkę zdobyć, to musisz codziennie patrolować wybrany odcinek drogi - najlepiej o świcie, aby zdążyć przed muchami. Wtedy masz duże szanse na znalezienie czystych zwłok nawet sprzed 12 godzin. Jak już wreszcie trafisz jakieś ciało, to koniecznie obejrzyj je dokładnie, czy nie ma na nich jaj much. Jeśli takowe stwierdzisz albo zwłoki wydzielają intensywny trupi odór, wówczas nic nie musisz przy nich robić, bo z pewnością już żerują na nich larwy. Nie dasz rady ich usunąć, dlatego nie pozostaje Ci nic innego jak tylko pochować zwłoki. Nigdy o tym nie zapominaj, aby pogrzebać te szczątki, których nie wykorzystałeś w żaden sposób. Jest to ważne nawet wtedy, gdy zwierzę zabierzesz do domu, skórę ściągniesz, a mięso skonsumujesz. Wszystkie flaki, kości i to co zostanie trzeba koniecznie wywieźć na pole albo do lasu. Pod żadnym pozorem nie wywalaj ich do śmieci.

Najlepszą porą na szukanie zwierząt z pięknym futrem jest zima. Dla nas ten okres zaczyna się mniej więcej od połowy października. wtedy to ich skóra zaczyna intensywnie porastać cudownym puchowym włosem... W tym czasie temperatura dniem i nocą jest o wiele niższa od tej z jaką mamy do czynienia latem. Procesy gnilne zachodzą wolniej, a także muchy nie atakują zbyt intensywnie. W tym czasie jeśli chcemy zdobyć dobre futro, to nadal trzeba przynajmniej co dwa dni kontrolować miejsca, gdzie możemy je znaleźć. Dopiero kiedy temperatura za dnia nie będzie przekraczała 5 stopni wystarczy zmniejszyć tą częstotliwość do minimum dwóch odwiedzin w tygodniu. Należy pamiętać, że jeszcze w drugiej połowie listopada, w słoneczne dni muchy mogą być aktywne i co za tym idzie - napuścić nam robaków. Dlatego zwłoki trzeba dobrze obejrzeć czy nie ma na nich "niespodzianek" - jeśli są, to w niewielkich ilościach i łatwo można je usunąć - lecz po gruntownych oględzinach.

W zimie mrozy są naszymi sprzymierzeńcami ponieważ świetnie konserwują zwłoki. Mogą one wtedy leżeć całymi tygodniami bez oznak rozkładu, pod warunkiem, że temperatura utrzymuje się stale poniżej zera. Jednak mimo tych częściowo-komfortowych warunków, mrozy, zwłaszcza silne, przynoszą również dodatkowych trudności. Powodują one, że ciało staje się twarde jak beton, dlatego ściągnięcie z nich skóry nie jest możliwe. W takiej sytuacji pozostają nam dwa wyjścia: albo zabrać zwłoki do domu, by tam odtajały, albo czekać na odwilż. Pierwsza możliwość jest najlepszym i stosunkowo mało problematycznym rozwiązaniem, ale tylko wtedy, gdy mamy czym to zwierzę przetransportować. Te niewielkich i średnich rozmiarów można bez trudu przenieść w plecaku albo na rowerze. Trochę więcej kłopotu będziemy mieć z dużym ciężarem typu sarna albo łoś. W ostateczności sarnę sztywną od mrozu da się przywiązać do roweru i tak z nią iść przez noc. Natomiast Jelenia w ten sposób nie przytargamy do domu. Do tego musimy rozporządzać odpowiednim autem. Powinniśmy też mieć zaufaną osobę jako pomocnika, bo o samodzielnym załadunku wielkiego zwierza na samochód można zapomnieć - chyba, że jesteś nieprzeciętnym siłaczem:)

no image

Skóra sarny już po wyprawieniu. Cały proces: oczyszczanie, nasycanie garbnikami i suszenie trwa około 1-2 tygodni

Jeśli, Czytelniku, nie masz jak zorganizować transportu, to pozostaje ci oczekiwanie aż temperatura skoczy powyżej zera i odpuści zwłoki. Do tego czasu musisz je zabezpieczyć przed konkurencją. W przeciwnym razie przyjdą trupojady - lisy, kuny, psy i poszarpią ciało tak, że nie będzie się do niczego nadawać - po prostu zniszczą skórę. Najlepszym sposobem na zabezpieczenie zwłok jest owinięcie/przykrycie ich siatką z drutu o drobnych oczkach. Trochę gorsza metoda polega na użyciu worków/plandeki z plecionego tworzywa zamiast siatki. Całość musisz bardzo dobrze zamaskować, zwłaszcza wtedy, gdy zwierzę leży w miejscu często uczęszczanym przez ludzi. Przy tej okazji pamiętaj jeszcze o jednej rzeczy: kiedy znajdziesz martwe zwierzę, obojętnie gdzie - w lesie, na polu czy przy drodze, to miej świadomość, że ktoś mógł się nim zainteresować przed tobą. Ludzie potrafią zabrać szczególnie jadalne zwierzęta np. sarna, dzik. Dlatego jak Ty na coś trafisz (jeśli od razu ich nie podejmiesz), to staraj się ukryć je jak najdalej od tego miejsca w którym leży.

W czasie transportu zwierzaka trzeba przestrzegać kilka zasad bezpieczeństwa. Jeśli je zlekceważysz, to zamiast jednego trupa mogą być dwa:] Generalnie one wszystkie sprowadzają się do tego, aby nikt postronny nie zorientował się, jaki jest Twój prawdziwy cel pobytu w danym miejscu, co przewozisz i dokąd idziesz. Jak już wcześniej pisałem, z podjęciem małych zwierząt nie ma większych kłopotów, ale z większym trzeba uważać. Jeśli leżą przy ulicy, to zanim je weźmiesz, sprawdź dokładnie teren wokół czy ktoś poza tobą nie ma na nie chęci. Środek lokomocji zostaw w większej odległości np. na zjeździe do lasu/pola - aby nikt nie skojarzył, że podjechałeś coś zabrać. Kiedy nic nie stoi na przeszkodzie, zanosisz po prostu "znalezisko" do auta i po sprawie. W przypadku gdy do transportu używasz roweru albo wózka, musisz dodatkowo zabezpieczyć sobie drogę powrotu - abyś nie spotkał kogoś, kto mógłby próbować Cię zatrzymać. I jeszcze jedno - nigdy nie idź tam z "gołym tyłkiem" ale zawsze miej pod ręką jakąś broń, którą umiesz biegle władać.

Osobnym zagadnieniem, którego nie można pominąć jest sytuacja, kiedy martwe zwierzę znajdziemy w głębi lasu/pola, z dala od wszelkich dróg. Kto lubi często błądzić po manowcach ten z dużym prawdopodobieństwem trafi taką zdobycz - skłusowaną czy zmarłą z innych przyczyn. Kiedyś już wspominałem o tym (patrz: Krew zmarłych zwierząt), że każdorazowe podjęcie takich zwierząt niesie za sobą potencjalne ryzyko dla nas. Szczególnie niebezpiecznie może być wtedy, gdy znajdziemy się na terenach leśnych które patrolowane są przez straż leśną i myśliwych, oraz obszary polne itp. gdzie największym zagrożeniem dla nas są myśliwi i straż łowiecka (aczkolwiek nie wszędzie).
Istnieją metody pozwalające wywieźć zwierzynę z głębi lasu niemal pod okiem tych ludzi. Mnie jednak nie wolno publicznie wykładać takiej wiedzy z dwóch powodów. Po pierwsze nie chcę sie rozbrajać z atutów dzięki którym jestem nieuchwytny dla myśliwych. Wiem że oni też czytają te strony, dlatego muszę być powściągliwy w pewnych kwestiach. Po drugie nie mam zamiaru udzielać wskazówek kłusownikom i wszelkiej maści przestępcom, a tak by było, gdybym się wysypał z moich tajemnic. Ale zwierzołaki mogą pisać na priv:)

no image

Nieraz z ukrycia obserwuję polowania. Po ich zakończeniu sprawdzam dokładnie teren (zalegający śnieg bardzo ułatwia sprawę). Czasem można znaleźć wnętrzności, futra a nawet całe zwierzęta. Na zdjęciu dzicza skóra. W obawie przed myśliwymi zabrałem ją dopiero po zmroku

Osobiście odradzam podejmowanie zwierząt z terenów nasyconych w/w. służbami, jeśli ktoś nie ma pojęcia jak ich unikać, albo nie jest przygotowany na ewentualną walkę z nimi. Co prawda oni są tylko ludźmi, ale kiedy mają przy sobie broń palną (i potrafią się nią posługiwać), wówczas mogą być groźni. Dlatego Czytelniku, jeśli nie jesteś typowym drapieżnikiem i nie lubisz nocnych wypraw po dzikich obszarach - lepiej sto razy się zastanów nad tym co robisz, bo pogoń za futerkiem może Cię wprowadzić za kraty albo do grobu.

Teraz wróćmy jeszcze do zwierząt zabitych przez samochody, bo jeszcze nie zostało dokładnie powiedziane, gdzie je można znaleźć. Wydaje się, że skoro są to zwierzęta rozjechane zatem powinno się ich szukać przy jezdniach. Owszem, ale generalnie tak jest, że droga drodze nie równa, dlatego nie przy każdej ginie ich porównywalna liczba. Najwięcej potrąconych zwierząt można spotkać przy trasach na których panuje silny ruch. Do takich zaliczają się praktycznie wszystkie drogi wojewódzkie i krajowe, pod warunkiem, że nie są osłonięte zaporami uniemożliwiającymi wtargnięcie dzikich zwierząt. Jeśli w pobliżu naszego miejsca zamieszkania mamy taką arterię i dodatkowo przecina ona korytarze ekologiczne, to na pewno co jakiś czas dochodzi na niej do kolizji. Zwierzęta większych rozmiarów, takie jak niektóre jeleniowate, dziki i duże drapieżniki jeśli zostaną potrącone, to tylko w tych miejscach, które są najbardziej oddalone od siedzib ludzkich. - Zwłaszcza tam, gdzie droga przebiega przez zwarte masywy leśne, bagniska itp. Nieco szersze "pole śmierci" obejmuje zwierzęta średnie: lisy, zające, borsuki a nawet sarny. Do potrąceń tych gatunków dochodzi nie tylko w lasach, ale również na wszystkich otwartych przestrzeniach, łąkach, polach, ugorach. Czasem można je nawet odnaleźć na rogatkach wsi czy miast - wszystko zależy od rodzaju dróg, stopnie zurbanizowania terenu etc.

Kiedy wybieramy się na poszukiwania takich zwierząt, koniecznie musimy posiadać jakiś środek lokomocji. Samochód, choć jest bardzo wygodny, to na podobne ekspedycje się nie nadaje. Z miejsca kierowcy, które położone jest blisko osi jezdni nie widać co się dzieje w rowie i w krzakach poza nim. Także z powodu znacznej prędkości bardzo łatwo przeoczyć jakikolwiek obiekt leżący nawet blisko drogi. Trudno bowiem skupić jednocześnie uwagę na bezpiecznym prowadzeniu i w tym samym czasie obserwować pobocze - prędzej czy później spowodujemy przez to wypadek. Na dodatek ostry kąt widzenia z jakim patrzy się na jezdnię z samochodu osobowego, uniemożliwia dostrzeżenie śladów pozostałych po kolizji ze zwierzęciem - dlaczego jest to takie ważne, napiszę za chwilę.
Może się to wydawać dziwne, ale jadąc rowerem osiągniemy znaczne lepsze wyniki niż samochodem. Mamy wtedy szansę dokładnie obserwować samą ulicę i obszar poza nią. Możemy też bez trudu znaleźć ślady krwi i smugi na asfalcie, które zostały po wypadku ze zwierzęciem. Kiedy zobaczymy coś takiego, a mimo to zwierzęcia nie znajdziemy, wówczas musimy koniecznie się zatrzymać i spenetrować okoliczne zarośla. Bowiem czasem jest tak, że kierowcy rzucają martwe ciało gdzieś w krzaki.
Rower jest tani w eksploatacji i ekologiczny. Dzięki niemu wyrabiamy sobie kondycję - co nam wychodzi na zdrowie. Jednak z jego pomocą nie pokonamy szybko dużych odległości - zwłaszcza w zimie, a to właśnie wtedy wypada okres żniw na futra. Ale lepsze to, niż chodzić piechotą:)

Najlepszym pojazdem do naszych celów jest motocykl. Pozwoli on nam spenetrować kawał drogi niezależnie od warunków pogodowych (przynajmniej dla mnie)... Powiem tylko tyle, że kto posiada motor i wie którędy jeździć, ten NA PEWNO coś znajdzie i to bardzo szybko.

Kozienice, 31 stycznia 2014r. © Beria