Jeleń bez głowy
no image

Ponad dwa tygodnie temu, a dokładnie 11 marca, wyruszyłem do oględzin pewnej miejscówki w Puszczy, co do której istniało podejrzenie iż może być obstawiona wnykami. Mimo intensywnych poszukiwań nie udało mi się natrafić na druty. Kiedy tak zmęczony i w posępnym nastroju maszerowałem przez bagnistą dolinkę rzeczną, to jednak moje wysiłki nie poszły do końca na marne. Oto pod koniec dnia w świerkowej gęstwinie trafiłem na martwego jelenia-byka. Gdyby nie fakt że ktoś odrąbał mu głowę, można było domniemywać iż jest on ofiarą choroby lub jakiegoś nieszczęśliwego zdarzenia. To nie pierwsze tego typu znalezisko. Już kiedyś trafiłem na zdekapitowanego jelenia, lecz tamten leżał pod amboną i służył za nęcisko na drapieżniki. Myśliwi potrafią zastrzelić byka jedynie dla trofeum, zaś mięso zostawiają w lesie. Podejrzewam, że i w tym przypadku było podobnie. Oczywiście sceptycy mogą się upierać i obstawiać inne wersje, które zakładają np. śmierć jelenia z przyczyn naturalnych, a głowy z porożem pozbawili go przypadkowi znalazcy, tacy jak robotnicy leśni. Początkowo nawet ja tak myślałem, ale szybko zmieniłem zdanie kiedy na prawym udzie znalazłem charakterystyczną rankę po kuli (na zdj. poniżej). Tylko pociski karabinowe zostawiają tego typu okrągłe otworki. Zatem odstrzału dokonał albo kłusownik, albo myśliwy. Moim zdaniem zwłoki leżały tam dłużej niż tydzień, czyli śmierć nastąpiła w lutym kiedy na byki wolno jeszcze polować. Zatem odpowiedź kto to zrobił nasuwa się sama.

no image

Tak wygląda postrzał zadany wysokoenergetycznym pociskiem karabinowym. Jego cechą rozpoznawczą jest kilkumilimetrowe pierścieniowe stłuczenie wokół rany. Po lewej stronie widać ciemną, jakby przypaloną strukturę - to skoszone przez wirującą kulę włosie.

Zastanawiałem się, czy można by tego jelenia jeszcze w jakiś sposób wykorzystać. Najbardziej interesowała mnie skóra, mimo że w przedniej części tułowia oderwany był jej spory kawał. Także poszarpany został cały zad i na dodatek w okolicach pleców brakowało kępek włosia. Poza tym wtedy wyglądała całkiem nieźle, zwłaszcza z drugiej strony. Wiedziałem jednak, że skóra która tyle czasu leży w dodatniej temperaturze na martwym zwierzęciu jest już o krok od gnicia naskórka - a to oznacza utratę włosia. Co prawda futro jelenia odznacza się stosunkowo dużą odpornością na zepsucie, ale to miało już ponad tydzień, a na jego późniejsze garbowanie (garbnikami roślinnymi), należało poświęcić kolejnych kilka dni... W końcu zdecydowałem się zabrać tę skórę. Jednakże w trakcie jej ściągania szybko dotarło do mnie, że będę miał z nią niemało kłopotów. Ponieważ jeleń leżał długo, poczęły w nim zachodzić procesy rozkładu, które objawiały się m.in. wysączaniem płynów śródtkankowych. W tym przypadku była ich naprawdę spora ilość. Niestety, ale w trakcie ścinania podskórnych błon płyny te dostały się miedzy włos, co w przyszłości oznaczało problem z usunięciem przykrego zapachu, który wywoływały. W lesie nie był on jeszcze tak bardzo dokuczliwy. O jego prawdziwej "mocy" przekonałem się dopiero w domu, kiedy skórę dokładnie oczyszczałem. W ciepłym pomieszczeniu zaczął z niej wychodzić smród tak potworny, że nie ma słów aby go opisać... To było coś jak mieszanka siarkowodoru, amoniaku, trupiego jadu i fetoru z jąder jelenia. Musiałem się z tym paprać przez 6 godzin, co sprawiło, że miałem go w całym mieszkaniu. Dopiero późniejsze garbowanie w kąpieli z soków szyszek olchowych doprowadziło do jego neutralizacji.

no image

Dla zwierzołaka jest bezcenna...

Jakkolwiek skórę udało mi się uratować, to już mięso zostawiłem tam gdzie zalegało. Jego zapach był nie do przyjęcia, a gorzko-kwaśny smak czynił kompletnie niezdatnym do konsumpcji. Krew jednak zachowała się w zaskakująco dobrym stanie. Nic nie straciła ze swojej mocy. Wprawdzie można mieć pewne zastrzeżenia co do świeżości, bo już stopniowo przechodziła w galaretkę, ale jeszcze dało się ją swobodnie wyciskać z żył...

Wszystko zostało zrobione tak jak się należy. Dzięki zachowanej skórze jeleń jakby żył jeszcze. Małe drapieżniki mają teraz łatwiejszy dostęp do oprawionego mięsa i szybciej się z nim uporają. Krew zaś dostarczyła mi ładunek nowej energii, a bez niej nie mógłbym być tym, kim jestem. Bierze Cię wstręt kiedy to czytasz? Nie mam żalu. Teriantropia jest osobliwym stanem duszy i nikt z zewnątrz nigdy do końca nie pojmie jej istoty.


29-03-2015