Kiedyś, czyli wtedy gdy myśliwi jeszcze nie mogli wygonić postronnych osób z obszaru polowania, nad moje ulubione stawy rybne (w Bąkowcu) jechałem bardzo wcześnie rano. Nadchodziła niedziela. Trzeba było wstać jeszcze po ciemku i wyruszyć tak aby dotrzeć na miejsce przed 7. W ostatnich latach samo polowanie nie trwało długo, bo ok. 1-2 godziny. Myśliwych bywało zwykle nie więcej niż trzech. Jednak 20 lat temu na polowania przyjeżdżali w o wiele liczniejszym, nawet 10-osobowym składzie. Kaczki, łyski i gęsi masowo gniazdowały na tamtych zbiornikach a także odpoczywały w trakcie przelotów. Wtedy po prostu mieli do czego strzelać i co za tym idzie - polowali aż do przedpołudnia. Od początku sezonu, do mniej więcej końca września w każdą niedzielę mogłem zebrać pół reklamówki łusek, którymi oni śmiecili. Teraz nie ma takich rekordów - raptem 25 sztuk to już dużo. Nie ma ptaków, nie ma strzałów. W tym roku gęsi nie widziałem w ogóle. Są za to liczne łabędzie.
Począwszy od tegorocznego sezonu, nie ma mowy, aby kręcić się między myśliwymi. Co prawda prawo przewiduje sankcje tylko za celowe przeszkadzanie w polowaniu, jednak znając realia każdy kogo oni nie tolerują może zostać oskarżony o to. Nawet zwykli obserwatorzy. Teraz nie ma nikogo, kto mógłby patrzeć im na ręce i przypilnować, czy aby nie strzelają do ptaków objętych ścisłą ochroną. A problem niestety istnieje. Rozpoznawanie gatunków ptaków przez myśliwych, zwł. odmian kaczek to prawdziwa loteria. Kiedyś sam byłem świadkiem jak dwóch "strzelców" dyskutowało między sobą, czy kaczka którą strącili była samicą cyranki czy cyraneczki. O świadomym odstrzale ptaków drapieżnych, bytujących blisko zbiorników wodnych już nie wspomnę.
W tym roku 16 sierpnia wypadał w niedzielę. Nad stawy przybyłem ok. godziny 9 rano - kiedy tamci już się zwinęli. Słońce ostro paliło a lekki wietrzyk nie wzbudzał zbytnio fali. Pomyślałem sobie, że w takich warunkach nie będzie problemu z dostrzeżeniem ewentualnych piór leżących na powierzchni wody - co niehybnie wskazuje na miejsce zestrzału ptaka. Idąc po grobli najpierw rozgladałem się za łuskami, które zwykle leżą po obu jej stronach. Nieraz trudno je wypatrzyć, zwłaszcza jeśli mają kolor inny niż czerwony a trawa jest wysoka.
Najpowszechniejsze dwunastki
kiedy już się na nie trafi, w następnej kolejności trzeba dobrze wpatrywać się w lustro wody w promieniu ok. 30 metrów od miejsca ich znalezienia. Jeśli roślinność zasłania widok, wówczas ja robię tak, że szukam świeżo wydeptanych korytarzy przez trzciny w kierunku wody. Ich obecność oznacza, iż pies lub ktoś wchodził do stawu po zestrzeloną ofiarę. Oczywiście psy myśliwskie nie wykazują stuprocentowej skuteczności w odnajdywaniu ptaków - czego nie raz byłem świadkiem. Szczególnie mają z tym problem w zbiornikach gęsto zarośniętych, albo kiedy zbarczony ptak odleci i ostatecznie zalegnie daleko od miejsca trafienia.
Druga niedziela w sezonie przyniosła pochmurne niebo i wiatr, który falował wodę. W takich warunkach nie da się stwierdzić obecności piór na lustrze zbiornika
Komu dopisze szczęście i kto potrafi dobrze szukać, ten ma szanse aby znaleźć ptaki przeoczone przez myśliwych. Kiedyś, gdy można było z bliska obserwować polujących, ta sztuka nie wymagała wielkiego poświęcenia. Teraz trzeba polegać na pozostawionych przez myśliwych śladach i ich właściwej interpretacji. Do tego konieczne jest pewne doświadczenie oraz chęć do działania.
Skrzydełka krzyżówki - pozostałość po polowaniu
Sierpień już mija. Zanim stawy zostaną do cna osuszone minie ponad 2 miesiące. Do połowy października będzie trochę zajęcia na nich. Potem odpuszczam sobie to miejsce, bo im głębsza jesień, tym mniej ptaków tam przebywa. W zasadzie druga dekada października to początek mojej aktywności w trochę innym, choć pokrewnym obszarze.
Beria,
28-08-2020
Widok ogólny na największy zbiornik