Sypnęło śniegiem

Idealna zima, to maksymalnie 5 cm śniegu i lekki mróz. Takie warunki panowały na Mazowszu pod koniec listopada. Wydawało się, że przez dłuży czas, czyli do końca grudnia pogoda nie ulegnie zaostrzeniu. Niestety pierwsze dni ostatniego miesiąca szybko pokazały, że nie ma co oczekiwać luksusów.

Teraz jest najlepszy okres na poszukiwania potrąconej zwierzyny. Niska temperatura przez całą dobę, to nasz sprzymierzeniec. Zalegająca pokrywa śnieżna nie stanowi problemu, jeśli jej grubość stanowi relatywnie cienką warstwę. Tak było do przedwczoraj. Rano wyjechałem na krajową 79 w kierunku Warszawy i był luz. Ruch co prawda spory, mimo że sobota, ale za to nawierzchnia czarna bez błota pośniegowego. Na poboczu kilka centymetrów wymieszanego z solą mokrego śniegu. Do tego 2 stopnie mrozu. - Takie warunki mogą być. W końcu zima.

2 grudnia, DK 79, odcinek na wysokości rozdzielni WN przy elektrowni w Świerżach Górnych. W tym miejscu ktoś potrącił większe zwierzę, prawdopodobnie dzika. Porozciągana na kilkunastu metrach krew i tropy racic wskazywały, iż uderzenie nie zadało śmierci od razu. Ofiara przeżyła kolizję, ale obrażenia uniemożliwiły jej dalsze swobodne poruszanie się. Na pierwszy rzut oka wnioskowałem, że był dobijany.

Pedałowałem wolniej niż zwykle, aby się zbytnio nie spocić. Inaczej jest trochę ciężko, jeśli później trzeba stanąć na dłużej. Wtedy traci się ciepło i ciało ogarnia chłód. Tamtego dnia nie znalazłem nic, co mógłbym zabrać. Trafiłem natomiast na miejsce, gdzie myśliwi dobijali dzika bądź jelenia, którego następnie wywieźli. To nie są zbyt częste przypadki, dlatego warto o nich wspominać.

Po 25 kilometrach skręcam w jedną z gminnych dróg. Na drogach lokalnych warunki do jazdy są gorsze. Ruch jest słaby, ale za to leży błoto pośniegowe. Nie ma go dużo. Niemniej oblepia koła, co zmusza do większego wysiłku, aby pokonać opory toczenia. Mijam Basinów, potem jeszcze ostry podjazd pod górkę i staję w Studziankach. Teraz w lewo do lasu, poprzez który skracam sobie drogę do szosy na Warkę. Już na początku trafiłem na roboty leśne. Ominąłem to miejsce. Przez następne 3 kilometry nie spotkałem nikogo. Dopiero potem naprzeciwko wyjechał samochód osobowy. W środku siedział facet ubrany w zimowe ubranie maskujące - wiadomo, kto to był.

Chodziłem tam dłuższy czas starając się odtworzyć całe zajście. Dość szybko znalazłem na poboczu dwie łuski w kalibrze .243 W, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia o udziale myśliwych w tej akcji. Na pierwszym zdjęciu, w lewym górnym rogu, tuż przy jezdni widać koleiny pojazdu, którym wywieźli zwłoki.

Jest już dobrze po południu jak docieram do wojewódzkiej. W międzyczasie zaczyna padać drobny śnieżek. Nie jadę w kierunku Warki, bo godzina późna, tylko od razu w stronę Kozienic. Po drodze mam zamiar zajechać na pola w rejonie Ignacówki - w jakim celu, to opowiem w następnym wpisie. Tego dnia chciałem jeszcze sprawdzić odcinek trasy między Aleksandrówką a Jedlnią. Niestety za dużo czasu spędziłem na rzeczonych polach i gdy skończyłem zapadał już zmrok. Do Kozienic zaś miałem ponad 20 kilometrów. Coraz bardziej padający śnieg ostatecznie przekonał mnie, by wracać prosto do domu. Dobrze zrobiłem, bo inaczej powrót wypadłby po 21, w samym środku śnieżycy.

Zatem kierowca - sprawca potrącenia zadzwonił pod 112, a ci skontaktowali się z dyżurnym myśliwym, który zajmuje się dobijaniem rannej zwierzyny.

Na chwilę obecną, gdy piszę ten tekst, warunki śniegowe są ciężkie, ale nie beznadziejne. Jeśli dowali drugie tyle, a dotychczasowy nie stopnieje, to będzie problem. Zobaczymy, co przyniosą kolejne dni.

Beria, 04-12-2023