Przez całą jesień i zimę uganiałem się za martwymi zwierzętami ze szczególną intensywnością. To właśnie wtedy ich futra stają się okazałe. Ze względu na niskie temperatury i brak owadów istnieją większe szanse na znalezienie ich w dobrym stanie. Ciepłą porą roku sytuacja wygląda inaczej; skóry są słabe, a robaki piorunem sieją spustoszenie... Mimo to nie ustaję w poszukiwaniach zwłok. Wtedy uwydatniają się tylko inne priorytety, tzn. wiosną i latem większą uwagę przykładam do grzebania ciał zwierząt. Poza tym zbieram ich czaszki, niekiedy też mięso - o ile ich stan na to pozwala.
U mnie nigdy nie ma spokoju. Zwierzęta giną cały rok - świątek piątek czy niedziela. Tu nie ma urlopów. Jednak powinieneś wiedzieć, że pod względem tych okropności nawet w porach roku istnieje pewna hierarchia. Najmniej dołująco działa na mnie jesień i zima. Wtedy, nawet gdy zwierzę zginie, to o ile je znajdę, wówczas w jakiś sposób przedłużę mu życie. Uratuję z niego choćby futro albo mięso, dlatego ta śmierć nie jest do końca daremna.
Latem jest trochę gorzej ponieważ w tym czasie przepada dużo zwierząt. Rzadko kiedy udaje mi się trafić na takie, które straciło życie "przed chwilą". Najczęściej znajduję je w mniej lub bardziej posuniętym rozkładzie, a z takich nie będzie skór ani mięsa. Jedynie ich czaszki można zabrać z sobą, ale to też tylko wtedy, gdy po kolizji z pojazdem nie są połamane.
Wiosna to najbardziej parszywy czas ze wszystkich. Nie dla tego, że ofiar jest nadzwyczaj więcej; nie z powodu wyleniałych skór, i nie dlatego, że w miarę coraz cieplejszych dni zaczynają się muchy... To, co wtedy jest najbardziej wstrząsające zalicza się do widoków, na które nie znajduję sposobu, aby zobojętnieć wobec nich.
Zabite samice w zaawansowanej ciąży, to jedne z najgorszych obrazów jakie dane mi było nieraz oglądać. Sarna, którą widać powyżej znalazłem w pierwszej połowie kwietnia tego roku. To ofiara potrącenia na ekspresówce. Wyprute płody to typowy efekt silnego uderzenia. W tamtym roku, w mniej więcej podobnym okresie też znalazłem ciężarną sarnę, która miała niemal identycznie rozerwany brzuch, zaś w pobliżu leżało dwoje małych. Tak, do czasu wykocenia umierają wszystkie razem. Ale co będzie, kiedy matka zginie krótko po wydaniu młodych na świat? U różnych gatunków różnie to wygląda, jednak małe odżywiające się jeszcze wyłącznie mlekiem skazane są na powolną śmierć. O tym niewiele się mówi, bo tego nie widać na co dzień - tu sprawdza się znane powiedzenie "Czego oko nie widzi, tego sercu nie żal". Ja jednak wiem o tej i o innych sprawach. Dużo myślę, przez co nic się przede mną nie ukryje. Ma to swoje dobre i złe strony. Ale czasem po prostu wolałbym odciąć się od rzeczywistości; przenieść się w przestrzeń doskonale gładką i niezamieszkałą, gdzie nie masz ni dzieła, ni obrazu...
Potrącone, zaspane borsuki - częsty widok wczesną wiosną
Wyobraź sobie, że po długim niebycie nareszcie wracasz, by w pełni świadomie cieszyć się życiem. To trochę tak jakby rano wstawać z łóżka, przecierać oczy, być jeszcze trochę kołowatym z rozespania i... nagle dostać pałą przez łeb, by już nigdy nie oglądać tego świata... straszne nie? Taki los co roku spotyka niejedno zwierzę, które po miesiącach zimowej hibernacji powoli wraca do swojej letniej aktywności. Borsuki są idealnym tego przykładem. Każdej wiosny, od połowy kwietnia do maja trafiam przynajmniej kilka rozjechanych osobników. Potem, w ciągu lata jest ich znacznie mniej.
Taki rogacz, który niedawno wytarł scypuł. Nieraz bywało, że ktoś odciął głowę przede mną
Cieszyłem się kiedy w tamtym roku nastały jesienne chłody. Wtedy nareszcie mogłem odpocząć od trupich larw... Teraz, z początkiem maja znowu trzeba akceptować ich obecność na zwłokach. Mam z nimi do czynienia od dziecka, ale mimo to nigdy nie wyzbędę się obrzydzenia na ich widok. Piszę te słowa, ponieważ kiedyś jeden ze znajomych wyrażał zdziwienie, iż wręcz "napawam się" widokiem cmentarnego robactwa... To nieprawda. Aby być szczerym przyznaję, iż pod pewnymi względami są interesujące, jednak nie mam upodobania w ich oglądaniu i nigdy do nich w pełni nie przywyknę.
Wydry mają grubą skórę, przez co nawet po rozjechaniu zwykle zachowują się w dobrym stanie
Wspominałem już o tym nie raz i nie dwa, że nie poszukuję martwych zwierząt jedynie po to, aby coś z nich uzyskać. Kwestia pogrzebów jest dla mnie ważna od strony duchowej. Od kiedy we wczesnej młodości zacząłem z przerwami je praktykować, tak już teraz wsiąkłem w ten temat na dobre. Będąc dzieckiem nie rozumiałem dlaczego biorę martwego ptaszka i umieszczam go w dołku. Po prostu czułem, że tak trzeba. Potem przyszedł czas na ropuchy, myszy i szczury, które wyciągałem ze śmietnika. Po duże zwierzęta sięgnąłem dopiero wtedy, gdy wkroczyłem w wiek dorosły. To był stopniowy proces. Musiałem dojrzeć do pewnych spraw. Minęły lata, a ja nadal dokładam starań, aby udoskonalić się duchowo, nie tylko pod względem pogrzebów, ale też na wielu innych płaszczyznach - by być lepszym "zwierzo-człekiem":)
Koziołek z ostatnich dni kwietnia. Leżał przy skręcie do wsi, nieopodal zabudowań, dlatego miałem wielkie szczęście, że w całości wpadł w moje ręce
Tyle lat balansuję nad przepaścią. To prawdziwy cud, że jeszcze żyję w dobrym zdrowiu... ale w końcu się doigram. Człowiek wykończony znojem w ciągu dnia idzie spać jak co wieczór, i to jest dobre, ale wścieklizna nie śpi. Przez okrągły rok, 24h gdzieś tam jest... czai się po lasach... Obym zdążył wypełnić swoją misję do końca.
Beria, 4 maja 2021
Wiosna na ruchliwej i nieogrodzonej S12, odcinek Radom-Zwoleń