Przejść 90 kilometrów i znaleźć 2 wieńce, 8 tyk i jedną rosochę to ekstra wynik. Co prawda w trudnym terenie, który wymaga podwojenia lub nawet potrojenia wysiłków, ale i tak poszło mi ekspresowo. Niestety w tym roku roślinność rozwinęła się szybciej niż zwykle. Wskutek tego musiałem skrócić sezon poszukiwań na bagnach. W warunkach gęstego poszycia lasu, znalezienie czegokolwiek jest prawie niemożliwe. I trzeba nieomal wejść na znalezisko, aby je podjąć. Do tego jeszcze przeszkadzają komary, a niedługo też muchy końskie.
Sądzę, że gdyby nie ubiegłoroczna zwłoka, to miałbym bonusowy trzeci wieniec. Niestety ktoś mnie ubiegł, a ja znalazłem tylko kości po byku. Tak to jest, kiedy skarb leży praktycznie przy samej drodze podziałowej. Nie zabrał go ktoś przypadkowy, tylko leśnik lub myśliwy. I zrobił to raczej w porze zimowej, bo latem raczej by tam nie poszedł.
Wkurzające jest, że nie trafiłem ani jednej par ze wszystkich tyk tego sezonu. A szukałem dokładnie. Widocznie byki strąciły je gdzieś dalej, na północ od przeszukiwanego rewiru. To jest bardzo ciekawa sprawa, bo w ogóle trudno tam cokolwiek sparować.
Z początkiem maja nie chce mi się już chodzić po błotach. Teraz można by przepatrzeć młodniki w wyżej położonych lasach. Sprawdzanie podobnych terenów na pewno jest mniej czasochłonne i nie wymaga aż takiego wysiłku.
Lis, który skonał pod korzeniami drzew. Z trudem mogłem go wyciągnąć. Niestety był w złym stanie, dlatego uratowałem tylko jego czaszkę.
Młody łoś, najpewniej klępa.
Tyka czternastaka bez wykształconego nadoczniaka i z pięciopalczastą koroną.
Późną wiosną i latem zdecydowanie bardziej wolę jeździć na poszukiwania potrąconych rogaczy. Zaczynają się od połowy kwietnia - te starsze już wytarły parostki. Młode zakończą ten proces dopiero w połowie maja. Zatem odtąd, aż do późnej jesieni można starać się ich szukać.
Kolejny bagienny wieniec łownego osiemnastaka. Z wody wystawały tylko jego groty. Gdyby nie ja, raczej nikt by go nie podjął.